czwartek, 21 września 2017

Odcinek 37: Jak Wuj Niechluj w pogrzebie uczestniczył

Wuj Niechluj skończył właśnie szóste piwo i świat wydał mu się piękny. Alkoholowe upojenie pozwalało mu widzieć swoje brudne, zapleśniałe mieszkanie w jaśniejszych barwach, a przecież i na trzeźwo całkiem je lubił, choć trzeźwy bywał rzadko. Jego sielanka nie miała jednak trwać długo, bo przerwało ją natarczywe walenie w drzwi.
- Wuju Niechluju, otwórz natychmiast!
Wuj nierad, choć wciąż alkoholowo wesół, zwlókł się z fotela i pomaszerował do korytarza. Otworzył niezgrabnie drzwi i do mieszkania wparowała Mama Kwiatkowska z dziećmi.
- Wuju Niechluju, nieszczęście - zawołała od progu. - Wielkie nieszczęście, choć tym razem wyjątkowo to nie twoja wina.

Zmarła nasza stryjeczna ciotka Matylda. Wiesz która, to była cioteczna kuzynka naszej świętej pamięci babci Wilhelmy, kuzynka trzeciego stopnia rzecz jasna w czwartej linii albo czwartego stopnia w trzeciej, nieistotne. Ważne, że nie żyje i musimy udać się na jej pogrzeb.
Wuj dopiero zauważył, że Dżesika, Anula i Matjasek byli ubrani w czarne, odświętne stroje.
- Czemu? - zapytał niemrawo. Mgliście wydawało mu się, że ciotka Matylda nie darzyła ich zbyt ciepłym uczuciem.
- Jak to czemu? - oburzyła się Mama. - Czy całkiem gwiżdżesz na naszą rodzinę Wuju? Z ciotką Matyldą łaczyły nas więzy krwi! Owszem, bywała dość porywcza, jak wtedy, kiedy rozbiła ci głowę rzucając brewiarzem, ale to bądź co bądź rodzina! Wszyscy nasi krewni przyjdą ją opłakiwać a ja nie pozwolę, żeby ktokolwiek płakał bardziej ode mnie i od ciebie! To będzie miało spore znaczenie przy odczytywaniu testamentu.
Ale ponieważ Wuj był w zbyt wesołym nastroju, aby móc płakać, Mama pozaklejała mu twarz taśmą, formując w miarę możliwości pogrążone w żalu oblicze.
Pojechali na cmentarz tramwajem. Podczas drogi Mama pouczała dzieci jak mają się zachowywać.
- Paiętajcie, aby głośno ryczeć - mówiła przyciszonym głosem. - Dobrze by było, gdyby ktoś się posmarkał.
- Ja! - zawołał z radością Matjasek. - Ja cem smarkac!
Był w tym w końcu najlepszy. Mama skrzywiła się na widok jego radosnej miny, ale zaradna Anula szybko kopnęła brata w kostkę i ku uciesze Mamy resztę trasy spędził wyjąc w niebogłosy.
Na cmentarzu było już sporo ludzi. W bramie powitała ich siostra Apostazja i wskazała miejsca siedzące. Mama znów była niezadowolona, bo Matjasek przestał płakać. Nic nie mogło go przekonać; ani prośby, ani groźby. Po prostu wyczerpał cały zapas łez w tramwaju. Mama była coraz bardziej zdenerwowana.
- Zaczniesz w końcu ryczeć, do cholery?!
W tej chwili podeszła do nich ciocia Bezrobocia z niezbyt przekonującym żalem na tłustej twarzy.
- Jakie to smutne - powiedziała całując powietrze dookoła Mamy. - Ciocia Matylda, jakie to smutne... fakt, bywała krewka, jak wtedy kiedy przybiła mi dłoń do deseczki gwoździem calowym, ale generalnie to wspaniała kobieta... no i ten testament...
- Tak, to smutne - przytaknęła Mama. - Dzieciom również bardzo jej brakuje, prawda?
Kopnęła dyskretnie Dżesikę.
- Okropnie żal - natychmiast stanęła na wysokości zadania Dżesika.
- Ogromna strata - powiedziała Anula.
- Niewysłowiony ból - dodał Matjasek.
Ciocia Bezrobocia patrzyła na nich przez chwilę po czym pobiegła pouczyć kuzyna Marcina.
Wuj Niechluj w tym czasie dostrzegł, że pod drzewem, w pewnym oddaleniu od innych stała Ruda Piękność. Podszedł do niej, bo paliła papierosa a on lubił zapach tytoniu.

Ruda Piękność nie zwracała na niego uwagi. Przyglądała się lamentującym na głos krewnym ciotki Matyldy, pochylonym nad jej trumną. Po chwili prychnęła.
- Wyrzuty sumienia wszyscy mieć potrafią - powiedziała z niesmakiem - ale robić tak, aby ich nie mieć, tego już nie potrafią. Nawet nie stać nasze czasy na kanalie w większym stylu.
Wuj nic na to nie odpowiedział, bo nie miał wyrzutów sumienia, nie był też kanalią. Ruda Piękność wyrzuciła papierosa i odeszła.
Tymczasem opuszczano trumnę ciotki Matyldy do grobu. Ksiądz bez Żądz odprawiał nabożeństwo, a po jego dwóch stronach lamentowali krewni.

Matjasek, który dawno przestał już płakać zaczynał się nudzić. Nigdy nie widział ciotki Matyldy, bo Mama zerwała z nią kontakt po tym, jak poraziła małą Dżesikę prądem. Postanowił zobaczyć, jak wygląda trup i kiedy opuszczano trumnę, postanowił uchylić lekko wieko. Dostrzegła to Anula i rzuciła się, aby powstrzymać brata. Oboje uderzyli z łoskotem w trumnę, która upadła na ziemię i otworzyła się z trzaskiem. Matjasek stanął jak wryty, wszyscy goście gwałtownie wstrzymali oddech. A potem Mama Kwiatkowska uśmiechnęła się szeroko, pękając z dumy, bo Matjasek zawył tak rozpaczliwie, że żałobnicy zaczęli kiwać z aprobatą głowami.


Ciąg dalszy nastąpi.

piątek, 19 maja 2017

Odcinek 36: Jak Wuj Niechluj mieszkanie odzyskał


Wuj Niechluj rozmyślał, co nie zdarzało mu się zbyt często, a ponieważ nie miał w tym wielkiego doświadczenia, szło mu bardzo ciężko. Rozbrzmiewający w całym mieszkaniu ciężki, niemiecki rock nie pomagał mu wcale. Od bardzo dawna, to jest odkąd wprowadziła się do niego Gretchen, nie mógł zaznać spokoju. Zastanawiał się właśnie, czy już zawsze tak będzie, gdy jak na zawołanie drzwi mieszkania otwarły się gwałtownie. Na progu stała uradowana Mama Kwiatkowska.
– Wuju Niechluju! – zawołała, próbując przekrzyczeć hałas. – Mam dla ciebie świetną wiadomość! Przycisz to radio!
– To nie ja – odparł Wuj zgodnie z prawdą, ale rockowe brzmienia zagłuszyły jego słowa.
– Dzwonili z urzędu, w końcu możemy dostać mieszkanie po babci! – krzyknęła Mama.
Do pokoju weszła Gretchen w sportowym podkoszulku.
– Dzień dobhry Mutter Kwiatkowska – powiedziała z silnym akcentem. – Miło, że nas odwhiedziłaś, ale muszę zahaz wyjść…
– Tak, tak – krzyknęła Mama, która i tak jej nie słyszała. – Wuju Niechluju! W urzędzie powiedzieli, że skończyła się właśnie trwająca latami sprawa mieszkania po babci Wilhelmie! Ktoś musi pójść obejrzeć mieszkanie i podpisać odpowiednie papiery!
W tej chwili muzyka ucichła i z drugiego pokoju wyszła Züza, ubrana cała na czarno.
– Ich kann die musik nicht hören – powiedziała niezadowolona.
– Tak chyba lepiej rhozmawiać – odparła Gretchen.
– Wuju Niechluju, musisz iść obejrzeć mieszkanie po babci i podpisać papiery – powiedziała Mama. – W końcu, po tylu latach przyda nam się, to znaczy tobie, porządne mieszkanie!
– Po co – mruknął Wuj. Lubił swoje stare mieszkanie.
– Jak to po co? – obruszyła się Mama. – W końcu nie będziesz musiał żyć w tej dziurze!
A kiedy Wuj nadal nie wydawał się chętny, Mama dodała przebiegle:
– Mieszkanie babci Wilhelmy jest o wiele większe… pomyśl, jakie libacje można będzie tam urządzić!
– No dobra – mruknął Wuj zrezygnowany. Spojrzeć nie zaszkodzi.
– Moja babcia też byhła Wilhelma, jak śmiesznie – powiedziała Gretchen.
– No to idź Wuju, najlepiej natychmiast, żebym mogła… to znaczy, żebyś mógł wprowadzić się od razu!
– Ja pójdę z tobą, herr Wuju – ucieszyła się Gretchen. – I tak mam coś do zahatwienia w mieście.
– No nie wiem… – zaczęła Mama, patrząc podejrzliwie na Gretchen, ale ta wkładała już buty.
– Chodź Züza, przejdzhemy się z herr Wujem – powiedziała otwierając drzwi.
Züza wzruszyła ramionami i wyszła za nią z mieszkania a Wuj, chcąc nie chcąc, potoczył się za nimi.
Po drodze Gretchen opowiadała mu o swojej rodzinie, która też pochodziła z Polski. Wuj nic nie mówił, bo i co miałby powiedzieć? Züza też milczała, a zapytana o coś od czasu do czasu przez matkę odpowiadała krótko po niemiecku.
W końcu dotarli do bardzo starej kamienicy i weszli do środka. Mieszkanie babci Wilhelmy znajdowało się na ostatnim piętrze i Wuj spocił się okropnie, zanim dotarli na górę.
Drzwi otworzył im uśmiechnięty urzędnik w krawacie.
– Pan Wuj Niechluj? – zapytał gdy tylko go zobaczył. – Bardzo się cieszę, proszę wejść! A to pani Mama Kwiatkowska i… Dżesika?
– Nein – odparła Gretchen – Jesteśmy znajomi herr Wuja. To moja cóhka Züza.
– Tak, tak, bardzo mi miło – urzędnik nie przestawał się uśmiechać. – Zapraszam do środka!

Weszli do ciemnego przedpokoju, a potem do salonu pełnego starych, rzeźbionych mebli. Wszędzie leżała gruba warstwa kurzu.
– No, to podpisujemy akt przekazania, panie Wuju? – zapytał szczerząc się urzędnik i wyciągnął zza pleców plik dokumentów. – Trzeba kuć żelazo póki gorące!
Wuj wzruszył ramionami, ale odezwała się Gretchen.
– Herr Wuj nie miał najpierw obejrzeć mieszkhanie? – zapytała.
– Tak, tak, proszę się nie spieszyć, mieszkanie nie zając, nie ucieknie! – odparł uśmiechnięty urzędnik.
Wuj, nie mając za bardzo wyjścia, poszedł rozejrzeć się po mieszkaniu, choć znał je bardzo dobrze. W każdym pokoju były takie same, wysokie sufity i stare, rzeźbione meble – był nawet wielki portret babci Wilhelmy w złotej ramie. Uwagę Wuja przykuł jednak niski barek zamykany na klucz – Wuj pamiętał z dzieciństwa, że babcia trzymała w nim swoje zapasy alkoholu. Pochylił się nad barkiem – staroświecki klucz tkwił w zamku.
Wuj z bijącym sercem przekręcił klucz i jego oczom ukazały się rzędy butelek o różnych rozmiarach i kształtach, wypełnione alkoholami o przeróżnych kolorach, od jasnego różu do ciemnej czerwieni. Wuj poczuł to dziecięce szczęście, właściwe znalezieniu się na powrót w babcinym domu. Drżącymi palcami sięgnął po pierwszą butelkę.
Gretchen zajrzała do pokoju i zobaczyła Wuja siedzącego na grubym dywanie, w gorącej plamie słońca wpadającej przez wysokie okno.
– Herr Wuju, czy długo będziesz oglądał mieszkanie? – zapytała.
Dostrzegła butelkę w jego ręku.
– Chyba masz rację, też się chętnie napiję – powiedziała, siadając obok niego. – W mojej rhodzinie mieliśmy silną thadycję picia alkoholu!

Pół godziny później cały barek został opróżniony. Puste butelki walały się po podłodze, a na grubym dywanie spali smacznie Wuj Niechluj i uśmiechnięty urzędnik, który sprawdzając, czy Wujowi podoba się mieszkanie, zgodził się wypić „malutki kieliszek”. Gretchen patrzyła na nich drapiąc się po głowie.
– Oh mein Gott, co tehaz zhobić? – zapytała Züzę. – Ja mam mocną głowę po babci, myślałam, że herr Wuj tak samo… ale ten alkohol chyba był inny, coś mi przypomina…
Züza wskazała na leżący na podłodze plik dokumentów. Gretchen podniosła je.
– Herr Wuj nie da rady tego podpisać – powiedziała przerzucając kartki – Ale pani Mutter tego chciała, to może ja podpiszę? On widział, że przyszhłam z herr Wujem, nie powinno być khłopotu… O, ja też mam na imię Podolski, tak jak Herr Wuja bacia, to chyba może być?
Züza przytaknęła, patrząc z ponurą satysfakcją, jak Gretchen podpisuje dokumenty.

Następnego dnia Wuja Niechluja obudził dźwięk telefonu, niosący się po pustym mieszkaniu.
– No pięknie, po prostu pięknie! – wrzasnęła Mama, ledwie podniósł słuchawkę. – Miałeś tylko podpisać dokumenty, dlaczego ja wierzyłam, że choć raz mnie nie zawiedziesz? To mieszkanie nam się należy do cholery, to była nasza babcia, a ty oddałeś je Niemcom jak ostatni zaprzedaniec! Mało im było wojny, jeszcze na to się musieli połasić, oni mają to we krwi! Sprytnie sobie to Gretchen umyśliła, ale zapłaci za to, nie daruję jej tego! A z tobą też się policzę, Wuju Niechluju, słyszysz mnie, tym razem ci tego nie daru…
Ale Wuj Niechluj odłożył już słuchawkę; brzdęknęły widełki i głos Mamy urwał się wpół słowa. Wuj przymknął oczy i wyciągnął się na łóżku; skrzypnęła zardzewiała sprężyna a on uśmiechnął się do siebie, rozkoszując się głęboką, spokojną ciszą swojego starego, dobrego mieszkania.


czwartek, 27 kwietnia 2017

Odcinek 35: Jak Wuj Niechluj za przewodnika robił

Był piękny, słoneczny dzień i Wuj Niechluj siedział na murku przed sklepem, popijając chłodne piwko ze swoimi kolegami: Kataryniarzem i Bronkiem. Zamierzali poczekać jeszcze na czwartego kolegę, Tradycyjnego Tokarza, ale nie przychodził, a szkoda, żeby piwo było ciepłe. Wuj właśnie delektował się smakiem swojego ulubionego napoju, kiedy pijący zobaczyli zmierzającą ku nim wycieczkę szkolną.
– Wuj Niechluj! – rozległy się wesołe okrzyki.
Wuj zerknął leniwie na przechodzące obok dzieci. Ruda Dżesika, czarna Anula i Matjasek podskakiwali na jego widok, machając radośnie rękami.
– Wuju Niechluju, idziemy na wycieczkę, będziemy zwiedzać katedrę! – zawołała Anula, przytulając się do wielkiego, tłustego brzuszyska Wuja. Inne dzieci patrzyły na to z nieukrywaną ciekawością.
– Co tam jest do zwiedzania – mruknął Bronek.
W tej chwili podeszła do nich młoda kobieta w okularach.
– Widzę, że jest pan krewnym naszej Anuli? – zapytała katechetka Żanetka.

– I nasym tes! – zawołał Matjasek, który aż posmarkał się z wrażenia.
– Bardzo mi miło – powiedziała katechetka. – W ramach lekcji religii zabieram właśnie dzieci na wycieczkę do katedry, aby mogły ją pozwiedzać; będzie to czas godnie spędzony na modlitwie i zadumie.
Podskoczyła gwałtownie, bo Brojek, pies Bronka obsikiwał właśnie jej but.
– Chodź z nami Wuju! – zawołała Dżesika, ciągnąc go za rękę.
– Tak! Tak! – krzyczały inne dzieci. Wiele słyszały o Wuju Niechluju.
– Właściwie, dlaczego nie – powiedziała katechetka Żanetka z namysłem. – Jako Polak i katolik na pewno jest pan głęboko wierzącym człowiekiem, a ja będę mogła w spokoju wrócić do domu i wyczyścić buty. Powierzam panu odpowiedzialność nad tą grupą!
Kiwnęła Wujowi głową na do widzenia i już jej nie było. Wuj Niechluj spojrzał zrezygnowany na dzieci: wszystkie wpatrywały się w niego z entuzjazmem. Wzruszył ramionami.
– To idziemy – mruknął pod wąsem i ruszył przed siebie. Dzieci zakrzyknęły radośnie i podreptały za nim. Kataryniarz i Bronek zostali na murku, obserwując oddalającą się grupę i popijając piwko.
Dwadzieścia minut później Wuj i dzieci dotarli na Ostrów Tumski. Z daleka widać już było katedrę.
– Sce mi się pić! – marudził Matjasek.
– Nie narzekaj debilu – upomniała brata Dżesika – co Wuj ma poradzić na to, że jest gorąco?
– Można kupić coś do picia! – zawołała rezolutna Anula, wskazując na niewielki stragan rozstawiony przed katedrą.
Podeszli do straganu. Spocony sprzedawca zachwalał swoje napoje.

– Kupujcie świeży sok! Najlepszy sok na ochłodę w upalny dzień! – wołał, patrząc na dzieci. Nagle zauważył Wuja Niechluja.
– A, Wuju Niechluju – powiedział ściszając głos. – To co zawsze?
Wuj skinął głową. Sprzedawca pochylił się i wyciągnął zza straganu sześciopak ulubionego piwa Wuja. Już po chwili sześć puszek rozeszło się między dziećmi. Dżesika cieszyła się, bo oprócz niej, Anuli i Matjaska inne dzieci nie piły jeszcze nigdy piwa. Była dumna, że Wuj Niechluj pokazuje im nowe rzeczy.
Kiedy wszyscy ugasili już pragnienie, Wuj zabrał wycieczkę na zwiedzanie katedry. W środku było chłodno i śmiesznie, bo jak wykrzyknęło się przekleństwo, to głos odbijał się echem od ścian. Dzieci rozbiegły się, krzycząc i popychając się, a Wuj wyciągnął z kieszeni paczkę papierosów i poczęstował swoich siostrzeńców.
Nagle, zwabiony hałasem, podbiegł do nich młody wikary.
– Co tu się dzieje? – zapytał Wikariusz Mariusz. – Czy nie wie pan, że jesteśmy w domu bożym?
– Jesteśmy na wycieczce! – zawołała Anula.
– Wycieczka szkolna? – zapytał Mariusz, mierząc Wuja Niechluja podejrzliwym wzrokiem. – Czy jest pan katechetą?
– Nie – odparł Wuj zgodnie z prawdą.
– To nas Wuj Niechluj! – krzyknął uradowany Matjasek.
– Nie tak głośno – upomniał go Wikariusz Mariusz. – Wujek? A więc to wszystko pana rodzina? No cóż, pogratulować, nasz pan powiedział przecież: idźcie i rozmnażajcie się! A propos – obejrzał się nerwowo przez ramię – jestem bardzo zajęty… proszę kontynuować wycieczkę, tylko odrobinę ciszej, dobrze?
Po czym pospieszył w stronę uchylonych drzwi po lewej i zniknął im z oczu.
– Co nam pan pokaże? – zawołała Nikola, dziewczynka z klasy Anuli. – Piwo nam się skończyło.
– I papierosy też – dodał Brajan.
– Papierosów nam nie dał – mruknął Kewin.
– A chcesz w ryj? – zapytała Dżesika groźnie. – Papierosy są Wuja, więc może dawać komu chce!
– Tak?! – zawołała Nikola. – Jak nie dasz nam ćmika to powiem pani, że Wuj Niechluj poczęstował nas piwem i będzie wezwany do szkoły!
– Zaganiara! – krzyknęła Anula.
– Zamknij się! – ryknęła Nikola.
W następnej chwili obie runęły na podłogę, kopiąc się i gryząc. Dżesika dała Wujowi papierosa do potrzymania i zaczęła okładać Nikolę pięściami. Obok nich Brajan i Kewin ciągnęli się za włosy a zasmarkany Matjasek kopał ich po kostkach.
Cały ten hałas zwabił rozgniewanego duchownego, który podbiegł do nich, ślizgając się na rozlanych resztkach piwa.

– Co mają znaczyć te bezeceństwa?! – krzyknął rozgniewany Mnich Zbych. – Jak można zachowywać się w taki sposób w kościele! Powinniście się wstydzić! A pan – zwrócił się do Wuja Niechluja – a pan co?
– Co? – odparł Wuj.
– A pan co? – powtórzył Mnich Zbych.
– Gówno – odparł Wuj, a dzieci zaczęły się śmiać.
Mnich Zbyt aż sapnął z oburzenia. Czerwony na twarzy podbiegł do drzwi po lewej i otworzył je gwałtownie, a następnie stanął wryty, bo na podłogę runęli Wikariusz Mariusz i Mama Kwiatkowska. Musieli widać opierać się o drzwi z drugiej strony.
– Ach, my właśnie chcieliśmy… sprawdzić, jak przebiega wycieczka – wyjąkał Wikariusz zakłopotany, pomagając wstać Mamie, a drugą ręką usiłując zapiąć guziki sutanny.
Mnich Zbych wyglądał, jakby miał dostać zawału.
– Czy ktoś mi wyjaśni, co się tutaj dzieje?!
– Wuj Niechluj zabrał nas na wycieczkę – wyjaśniła Dżesika spokojnie.
– Kiedy wracamy? – zapytał Brajan trzymając się za brzuch. – Niedobrze mi od tego piwa.
Inne dzieci przytaknęły, też trzymając się za brzuchy. Widać napiły się na czczo.
– Czy to… czy to jest alkohol? – zawołał Mnich Zbych wskazując na puste puszki walające się po podłodze. – To nie do wiary! Nie do pomyślenia! W biały dzień, w domu bożym… nie, ja tego tak nie zostawię! Muszę zawiadomić o tym prymasa Judasa!
I popędził w stronę wyjścia, a za nim, ślizgając się na rozlanym piwie pognał Wikariusz Mariusz.
– No pięknie, Wuju Niechluju! – warknęła Mama Kwiatkowska. – Mogłam się tego po tobie spodziewać! Co za nieodpowiedzialny człowiek powierzył ci opiekę nad wycieczką szkolną? Czy na to płacę podatki, aby moje dzieci były degenerowane w godzinach lekcyjnych? Jak ci nie wstyd Wuju, upijać siebie i dzieci i to gdzie! W domu bożym! Jaki przykład dajesz swoim siostrzeńcom, jako Polak i katolik! Wstyd mi za ciebie, Wuju Niechluju, jak wrócisz do domu to poważnie porozmawiamy!

Po czym pomachała dzieciom na do widzenia i pomknęła w stronę drzwi, mając nadzieję, że zdoła jeszcze dogonić Wikariusza Mariusza.

czwartek, 20 kwietnia 2017

Odcinek 34: Jak Wuj Niechluj urodziny obchodził


Wuja Niechluja obudził dźwięk telefonu rozchodzący się po pustym mieszkaniu. Zaspany podniósł lepiącą się słuchawkę.
– Ta? – wysapał do słuchawki, bo tylko na tyle pozwalało mu zmęczenie.
– Wuju Niechluju! – usłyszał zagniewany głos swojej siostry, Mamy Kwiatkowskiej – Mówi twoja siostra, Mama Kwiatkowska! Jestem teraz bardzo zajęta przygotowywaniem pewnej… ważnej sprawy. Musisz iść do banku i wypłacić pieniądze z mojego konta. Nie spiesz się, najlepiej jakbyś wrócił koło dziewiątej. Zostaw klucze pod wycieraczką.
Rozległ się dźwięk odkładanej słuchawki i Mama rozłączyła się. Wuj westchnął ciężko: nawet dzisiaj nie będzie miał spokoju.
Zwlókł się ociężale z łóżka, aż skrzypnęły stare sprężyny i mozolnie naciągnął stare, dziurawe portki na tłusty tyłek. Następnie powlókł się do kuchni, wyciągnął z rzężącej lodówki butelkę wódki i wyszedł z mieszkania. Klucz, zgodnie z prośbą Mamy Kwiatkowskiej zostawił pod wycieraczką.
– Ho ho ho! – zawołał na jego widok Sąsiad spod szóstki, rozwodnik. – Dokąd to się wybierasz, Wuju Niechluju? Czyżby do banku?
– Ta – odparł Wuj Niechluj. Widać miał to wypisane na twarzy.
– No to miłego dnia! – zawołał Sąsiad spod szóstki, rozwodnik – zostawiłeś klucze pod wycieraczką, mam nadzieję? To dobrze, na wszelki wypadek będę pilnował twojego mieszkania. Podejrzewam, że wrócisz koło dziewiątej? No cóż, nie musisz się spieszyć; taki mamy piękny dzień! Do wiecz… to znaczy, do widzenia!
Wuj machnął tylko ręką zrezygnowany i poczłapał schodami w dół, zostawiając za sobą Sąsiada spod szóstki, rozwodnika.
Idąc ulicami, Wuj ściskał w ręku butelkę wódki. Zamierzał podzielić się nią ze swoimi dobrymi kumplami: Kataryniarzem i Bronkiem, gdyż taki mieli zwyczaj, gdy któryś z nich obchodził urodziny. Dzisiaj wypadała kolej Wuja Niechluja: specjalnie zachował butelkę na tę właśnie okazję.
Ale Kataryniarza i Bronka nigdzie nie było i Wuj zmartwił się, bo nie lubił pić w samotności – wiedział, że to pierwszy krok w stronę alkoholizmu. Niezadowolony dotarł do banku i wszedł do środka. Wychodzący właśnie Ponury grafficiarz w kapturze obrzucił go ponurym spojrzeniem.
Wuj podszedł do stanowiska Bankiera Rodżera.
Ach, Wuj Niechluj! – ucieszył się na jego widok Bankier Rodżer. – Mama już mnie o wszystkim uprzedziła, proszę, oto pieniądze – wręczył Wujowi grubą kopertę. – Pozwoliłem sobie pominąć niepotrzebne procedury i uprościć sprawę. Nie dziękuj Wuju, to Mama obcią… naciągnęła mnie, abym zajął się waszymi rachunkami. Pozdrów ją ode mnie, jak już wrócisz do domu o dziewiątej.
Wuj bez słowa odebrał kopertę i wyszedł z banku. Był w bardzo ponurym nastroju, bo miał wielką ochotę obalić flaszkę wódki z Kataryniarzem i Bronkiem.
Podjechał autobus i Kierowca ze złotym zębem wyszczerzył się do niego. Wuj już miał wsiadać, kiedy zmienił zdanie: skoro nie może napić się z kolegami, uda się gdzieś, gdzie można sobie strzelić piwko w miłym towarzystwie.
Ulubiona knajpa Wuja mieścił się przy ulicy Słowackiego, niedaleko Domu Tramwajarza. Nie mógł zapamiętać dokładnej nazwy, ale najważniejsze, że były tam alkohole. Wuj wszedł do środka.
Pub był zatłoczony i zadymiony: bywalcy raczyli się piwem, winem, nalewkami i tym co udało im się przemycić w plastikowych siatkach, smakowali różne rodzaje tytoniu. Przy stoliku na uboczu Wuj dostrzegł Rudą piękność z neseserem. Podszedł do niej, bo wydała mu się znajoma.
– Jak się masz, pokrako? – zapytała Ruda piękność. Skinieniem głowy wskazała na rozłożone przed sobą karty. Wuj uznał to za zaproszenie do gry.

– Czy ty… uczyłeś się grać? – zapytała Ruda piękność, gdy Wuj rozsiadł się wygodnie. Skinął głową, bo umiał grać w pokera.
Po godzinie okazało się, że Ruda piękność umiała grać lepiej; blefowała tak dobrze, że Wuj pomyślał, że nadawałaby się na aktorkę. Przegrał wszystkie pieniądze, które miał w kopercie, a kilka chwil później również wszystkie ubrania. Ruda piękność zmierzyła go wzrokiem i Wuj uznał, że pora się zbierać; nie miał już za co grać, poza tym był pijany i zbliżała się dziewiąta. Podniósł się z trudem z krzesła i wytoczył na ulicę.
Na szczęście było ciepło i Wuj nie odczuwał braku ubrania, zresztą alkohol nadal go rozgrzewał. Po chwili zastanowienia uznał, że pamięta gdzie znajduje się jego kamienica i potoczył się w tamtą stronę.
– Zboczeniec! – zakrzyknęła na jego widok przechodząca drugą stroną ulicy Gruba Dewotka. – Jak tak można w biały dzień!
Wuj nie słuchał jej. Dotarł pod drzwi swojej kamienicy i wkładając rękę przez rozbitą szybę otworzył je. Gdy tylko wszedł na schody, wyszedł mu na spotkanie Sąsiad spod szóstki, rozwodnik.
– Pospiesz się Wuju, dochodzi dziewiąta, pewnie chciałbyś sobie odpocząć… wielkie nieba, Wuju! – zakrzyknął na jego widok. – Obrabowano cię? Kto by pomyślał, Jeżyce to taka spokojna dzielnica!
Wuj nie słuchał go. Nacisnął klamkę i zobaczył, że drzwi były otwarte.
– Nie wiem czy powinieneś tam wchodzić… – odezwał się niepewnie Sąsiad spod szóstki, rozwodnik, ale Wuj zatrzasnął już za sobą drzwi.
W mieszkaniu było ciemno. Wuj przeszedł po omacku do pokoju i zapalił światło.
– NIESPODZIANKA! – rozległ się chór głosów.

Goście zamarli na widok Wuja. Dziad zza krat sapnął, Ciocia Bezrobocia rzuciła się zakryć oczy Kuzynowi Marcinowi. Tomisław Majchrzak wyglądał na zakłopotanego.
– No pięknie, Wuju Niechluju! – zawołała Mama gdy otrząsnęła się z pierwszego szoku. – Po prostu pięknie!
– Nie phesadzałabym – powiedziała Gretchen z silnym akcentem. – Raczej pheciętnie.
Dzieci roześmiały się, bo Wuj bardzo śmiesznie wyglądał nago.
– Wsystkiego najlepszego Wuju! – zawołał Matjasek.
– Sto lat! – dodała ruda Dżesika.
– Niech żyje nam! – uzupełniła czarna Anula.
– Pijany! – mruknął Wiesław Szwarc, sklepikarz o niemieckich korzeniach. – A jeszcze nie zaczęliśmy imprezy!
Bronek i Kataryniarz wznieśli butelki.
– Entschuldigung – odezwała się Gretchen – ja pana nie znam, pan jest rodzina herr Wuja?
– Nie – odparł Wiesław – Jestem Wiesław Szwarc, sklepikarz o niemieckich korzeniach.
– Oh, es ist gut! – zawołała Grethen. – Ja jestem Niemką o polskich korzheniach! Moja babka, Dame Podolski była…
– Jak zwykle to samo! – wrzasnęła Mama przekrzykując rozmawiających. – Nie można w ogóle na ciebie liczyć, Wuju Niechluju! A tak się napracowałam, żeby przygotować ci tę niespodziankę, powinnam była wiedzieć, że nie będziesz potrafił tego uszanować! A miałeś tylko przynieść pieniądze z banku! Możesz być pewny, że już nigdy więcej o nic cię nie poproszę!



piątek, 27 stycznia 2017

Odcinek 33: Jak Wuj Niechluj w śledztwie nie pomógł


Wuj Niechluj drzemał właśnie na swoim zaplamionym fotelu, kiedy obudziło go gwałtowne walenie do drzwi. Ocknął się nie bez żalu (bo śniło mu się, że bierze udział w całkiem miłej alkoholowej libacji) i powlókł się nieprzytomnie korytarzem. Kiedy otworzył drzwi, do mieszkania wparowała Mama Kwiatkowska.
– Ubieraj się Wuju Niechluju! – zawołała, a oczy błyszczały jej z podniecenia. – Idziemy na komisariat!
– Nie – odparł Wuj. Z zasady nie bywał na policji.
– Jak to nie? – zapytała Mama. – To niezwykle pilna sprawa! Złapano podejrzanych w sprawie szkalowania naszej rodziny na blogu i musisz stawić się na komendzie, aby ich rozpoznać!
– Dlaczego ja? – zapytał Wuj.
– To blog o tobie, prawda? Więc to logiczne, że Tomisław wzywa ciebie! – niecierpliwiła się Mama. – No, dalej!
Ale Wuj postanowił, że nigdzie się nie rusza, więc nie ruszył się z miejsca. Mama zawahała się, po czym wybiegła z mieszkania. Po piętnastu minutach rozległo się kolejne pukanie do drzwi. Wuj otworzył i zobaczył wyciętego z kartonu Tomisława Majchrzaka.
– Wuju Niechluju – rozległ się gruby głos Mamy Kwiatkowskiej – musisz natychmiast udać się na komendę, aby zidentyfikować podejrzanych, albo będę musiał cię zaaresztować za utrudnianie śledztwa. Rozumiesz?
– Tak – odparł Wuj zrezygnowany. Nie będzie przecież kłócił się z policjantem.
Udali się więc na komendę. Mama idąc trzymała Tomisława pod ręką, aby mieć pewność, że Wuj się nie rozmyśli. Kiedy weszli do środka, szybko wyrzuciła karton do kosza.
– Tomisławie! – zawołała na widok prawdziwego policjanta. – Przyprowadziłam Wuja Niechluja!
– Witam, panie Wuju – powiedział Tomisław – zapraszam do sąsiedniego pokoju, rzuci pan okiem na podejrzanych.
W sąsiednim pokoju była długa, prostokątna szyba za którą stały dwie osoby, niska i wysoka, w czarnych workach na głowach.
– Tylko dwie osoby? – zdziwiła się Mama. – Gdzie pozostali podejrzani?
– Wypuściliśmy ich – odparł Tomisław. – Jesteśmy pewni, że to ci dwoje są winni, więc pozostali nie byli nam potrzebni. Teraz trzeba ich tylko zidentyfikować.
– Ale oni mają worki na głowach! Jak mój brat ma ich rozpoznać? – zapytała Mama. – Każ im ściągnąć te worki, Tomisławie!
– Niestety, to niemożliwe – westchnął Tomisław. – Ich poglądy nie pozwalają im na pokazywanie twarzy pracownikom policji. Musimy to uszanować.
– Żadnego z ciebie pożytku, Tomisławie! – rozgniewała się Mama. – Nie pierwszy raz nie potrafisz stanąć na wysokości zadania!
Tomisław zaczerwienił się. Mama zwróciła się do Wuja Niechluja.
– No, Wuju Niechluju, rozpoznaj podejrzanych – powiedziała. – Tomisław i tak wie, że są winni, więc to tylko kwestia formalna. Poznajesz ich?

Wuj spojrzał na podejrzanych.
– Nie – odparł zgodnie z prawdą. Nigdy wcześniej nie widział tych worków.
– Jak to?! – zawołała Mama, teraz już wściekła. – Nie zrobisz mi tego, Wuju! Masz natychmiast rozpoznać oskarżonych!
– Niestety, Mamo – odezwał się Tomisław – oskarżenia jeszcze nie było i nie będzie, skoro Wuj nie rozpoznał podejrzanych. Zgodnie z kodeksem prawa, zgłoszone przestępstwo ulega dzisiaj przedawnieniu. Muszę ich wypuścić.
Otworzył drzwi i podejrzani, nie zdejmując worków, opuścili komisariat.
– Świetnie! – zawołała Mama. – W takim razie ponownie składam zawiadomienie o popełnieniu przestępstwa! Spisz moje zeznania, Tomisławie.
– Niestety, to niemożliwe – powiedział Tomisław. – Z tego, co wiem obecnie przygody Wuja Niechluja prowadzone są w formie komiksu, a na to w polskim prawie nie ma paragrafu.

– Mogłam się tego spodziewać! – krzyknęła Mama Kwiatkowska. – Wy wszyscy mężczyźni jesteście tacy sami, nie można na was polegać! Ostatni raz przychodzę zgłosić przestępstwo na twoją komendę, Tomisławie! I ostatni raz poprosiłam cię o pomoc, Wuju Niechluju! Nie wiem na co ja liczyłam z twojej strony!

Po czym obróciła się na pięcie i wybiegła na ulicę, potykając się na dwóch workach porzuconych pod komisariatem.