czwartek, 25 czerwca 2015

Odcinek 11: Jak Wuj Niechluj popłynął

         Wuj Niechluj wnikliwie przyglądał się małemu krzesełku wędkarskiemu, które ktoś postawił pod śmietnikiem. Było zupełnie dobre - prawie niezniszczone, prawie niepoplamione i prawie niedziurawe, a do tego małe, zgrabne i fikuśne, słowem - wspaniałe trofeum. Korzystając z okazji Wuj wspiął się na nie i zajrzał do kontenera, w poszukiwaniu innych skarbów, zauważył, że ludzie wyrzucają całkiem ładne rzeczy. Wtem ktoś go gwałtownie popchnął i to tak niefortunnie, że Wuj zachwiał się, stracił równowagę i wpadł do śmietnika. Wstał, otrzepał się i próbował wygramolić się z powrotem, ale nie było to łatwe.

 Śmietnik został otoczony przez jego siostrzeńców.

-         Wuju Niechluju, tak się cieszymy! - krzyczała wesoło Anula.
-         Z czego?- chciał wiedzieć Wuj.
-         Ze jedzies z nami na wakacje! - radował się Matjasek.
-         Jak to? - zdziwił się Wuj
-         Tak. W nagrodę za nasze dobre wyniki w nauce - dodała zdegustowana Dżesika - a ja chciałam dostać rower!
-         Gupia Dzesika! - złościł się Matjasek - Wuj Niechluj jest lepsy od jakiegoś tam roweru! I po co ci rower na statku?
-         Zamknij się ćwoku! - zdenerwowała się Anula - wszystko zawsze wypaplesz, a to miała być niespodzianka!
Nadciągnęła Mama Kwiatkowska w towarzystwie Pucołowatego Kapitana.
-         A ty dlaczego siedzisz w śmietniku Wuju Niechluju? - oburzyła się - robię ci niespodziankę, przyprowadzam dzieci i ważnego gościa, mam dla ciebie dobrą wiadomość, a tu taki wstyd! Jak to świadczy o naszej rodzinie?! Wyłaź stamtąd natychmiast!
Wuj Niechluj wsparł się na ramieniu Pucołowatego Kapitana, dzięki czemu  udało mu się wreszcie wygramolić.
-         Spędzisz z nami na wakacje! - radośnie oświadczyła Mama Kwiatkowska - to w nagrodę za to, że starasz się być dobrym wujem dla moich dzieci. Tak się doskonale składa, że zaprasza nas Pucołowaty Kapitan na swój statek, to będzie dwumiesięczny rejs! Nic nie musisz robić, chyba, że ja akurat byłabym bardzo zajęta- mam trochę marynarskiej roboty, wtedy zerknąłbyś na dzieci. Wspaniale, prawda?
-         Ale ja mam już inne plany - odpowiedział zaskakując wszystkich, w tym również samego siebie, Wuj. Nigdy wcześniej tak nie powiedział. Musiał to gdzieś w telewizji słyszeć.
-         Jakie niby plany?! - oburzyła się Mama Kwiatkowska - siedzenie w fotelu? Picie piwa? Oglądanie telewizji? Picie wódki z Kataryniarzem i Bronkiem?!
-         Kataryniarz i Bronek są super! - westchnęła Dżesika - możemy zostać u Wuja?
-         Wy chyba powariowaliście! Idziemy! Natychmiast! - zakomenderowała. Poszli, a Wuj Niechluj wziął ryczkę spod śmietnika i poszedł do domu.
Po dwóch godzinach, czyli mniej więcej takim czasie ile zajmuje wycięcie z kartonu i pomalowanie postaci, w drzwiach Wuja znów stanęła Mama Kwiatkowska. Nie było Pucołowatego Kapitana, a dzieci czekały przed kamienicą, za to Mama Kwiatkowska trzymała w ręku kartonową kukłę policjanta.

-         Wuju Niechluju - odezwała się Mama Kwiatkowska zmienionym głosem udającym głos wąsatego policjanta - nazywam się komendant Tomisław Majchrzak, jestem policjantem i przyszedłem cię aresztować.
-         Za co? - zdziwił się Wuj, bo nie pamiętał, żeby ostatnio popełniał jakieś przestępstwo.
-         Śledztwo wykazało - ciągnęła Mama Kwiatkowska głosem policjanta - że skłamałeś w Sądzie w sprawie ustalenia ojcostwa nieletniego Matjaska. Zeznałeś, że nie znasz Wiesława Szwarca, Drobnego Sklepikarza, a przecież znasz go dobrze.
-         No tak - przyznał Wuj zastanawiając się, skąd Kartonowy Policjant o tym wie.
-         Dlatego aresztuję cię na dwa miesiące, będziesz siedział w celi o chlebie i wodzie, żadnego piwka, wódeczki, koleżków. Podoba ci się taki pomysł?
-         Nie bardzo - szczerze odpowiedział Wuj.
-         Jutro cię przyjdę aresztować, bo dziś… nie wziąłem kajdanek. Zaaresztuję cię Wuju Niechluju i wtrącę do paskudnej celi, chyba, że cię nie zastanę, bo będziesz akurat płynął statkiem z Mamą Kwiatkowską.
I poszli.
Wuj Niechluj spakował tobołek, sprawdził, czy gaz jest wyłączony i był gotowy do drogi.
Spotkali się nad Wartą - bo skąd inąd można wyruszyć w rejs, jeśli nie znad rzeki? Mama Kwiatkowska miała na sobie gustowną marynarską sukienkę w biało - granatowe pasy, Dżesika, Anula i Matjasek byli ubrani w prawie czyste ubrania, a Wuj Niechluj wyglądał tak jak zawsze. Pucołowaty Kapitan w białej marynarskiej czapce był już na statku i machał do nich tłustą małą rączką.
-         Hop hoooop, Mamo Kwiatkowska, hop hooop!
-         Hop hoooop! - odkrzyknęła wesoło Mama Kwiatkowska.
-         Witajcie szczury lądowe, zapraszam na pokład! - krzyczał.
-         Czy i dla myszki lądowej znajdzie się miejsce w jakiejś przytulnej kajucie? - chciała wiedzieć Mama Kwiatkowska.
-         Dla ładnych myszek mamy kajutę kapitańską - zachichotał Kapitan.
Zaczęli wchodzić na statek, najpierw Wuj Niechluj, potem Mama Kwiatkowska z kartonowym policjantem (tak na wszelki wypadek, gdyby Wuj się odmyślił), Dżesika, Anula i… a gdzie podział się Matjasek?
Gdy Mama Kwiatkowska zauważyła zgubę, zdenerwowała się, wzięła dziewczynki i zaczęły się poszukiwania. Pół godziny później znalazły chłopca jak bawił się na brzegu - dmuchał słomką żaby. Mama Kwiatkowska bardzo się ucieszyła, żeby zaraz się zdenerwować- bała się, że statek odpłynie bez nich. Pobiegli ile sił w nogach i na ile szybko można biec po piasku w szpilkach - niestety, było za późno. Kotwica została podniesiona. Statek wraz z Pucołowatym Kapitanem, Wujem Niechlujem i  Policjantem z Kartonu odpływał.
-         Jesteś okropny! - rwała włosy z głowy Mama Kwiatkowska - Mój rodzony brat przeciwko mnie ! To miały być moje wakacje Wuju Niechluju!! Ja miałam wreszcie wypocząć, a ty miałeś się zająć z dziećmi, a zostawiasz nas na brzegu! O nic już cię nigdy nie poproszę!!
Ryk silnika statku zagłuszał słowa Mamy Kwiatkowskiej, dlatego Wuj, nieświadomy co ona do niego krzyczy, machał im wesoło na pożegnanie. Ahoj przygodo!


  

piątek, 19 czerwca 2015

Odcinek 10: Jak Wuj Niechluj do teatru poszedł

Wuj Niechluj wstał z łóżka tak niefortunnie, że zahaczył się o wystającą z łóżka sprężynę i podarł ostatnią parę galotów. Problem polegał na tym, że to nie były galoty tylko do spania, ale galoty w ogóle. Wuj nie przywiązywał zbytnio wagi do swojego wyglądu zewnętrznego, a tym bardziej wewnętrznego (bo do takiego należy zaliczyć bieliznę), ale wygoda była u  niego na pierwszym miejscu. A bez galotów ani rusz. Kto jest mężczyzną  i próbował kiedyś chodzić w spodniach bez bielizny, ten wie o czym mowa.
Nie było rady, trzeba było wybrać się na zakupy. Wuj nie pamiętał już, kiedy ostatnio na takich był. Na szczęście rozmawiał z ludźmi, więc wiedział co, gdzie i jak. Chciał iść od rana, ale odwlekał ten trudny moment, trochę siedział w fotelu, trochę przy stole i ani się obejrzał, a dzień mu zleciał i zrobiło się pod wieczór. Chcąc nie chcąc założył szorstkie spodnie na goły tyłek i wyszedł z domu.
-         A ty dokąd się wybierasz Wuju Niechluju? - zaatakowała go przed kamienicą Mama Kwiatkowska w obcisłej małej czarnej- przecież mówiłam Ci, że dzisiaj wychodzę i przyprowadzę ci dzieci!
-         Chyba nie mówiłaś…- próbował bronić się Wuj.
-         Nie mówiłam? No to teraz mówię. Wychodzę, jestem umówiona na ważne kulturalne spotkanie i nie mogę tego odwołać. Zajmij się dziećmi, a ja niedługo wrócę - i przepadła.
Dzieci wyściskały Wuja, bo bardzo lubiły z nim spędzać czas, zawsze miały z nim jakieś wesołe przygody. I tym razem nie miało być inaczej.
         Na przystanku tramwajowym dzieci bawiły się w berka. Próbowały wciągnąć do zabawy Wuja, ale on ani myślał biegać- wszak obcierały go spodnie. Dżesika klepnęła Korpulentną W Berecie w ramię:
-         Berek - i uciekła.
Korpulentna W Berecie odmachnęła się i strzeliła Dżesikę z otwartej. Tramwaj przyjechał, ale zanim dzieci wsiadły, Anula w geście solidarności z siostrą zdołała kopnąć Korpulentną w łydkę.
-         Dlacego nie odbijamy biletów? - chciał wiedzieć Matjasek.
-         Ty tępy  wieprzku! - strofowała go Anula - przecież z Wujem zawsze jeździmy na gapę!
Po chwili byli już w domu  kultury, w którym działy się różne rzeczy - lekcje tańca, śpiewu, szkoła rodzenia, teatr i kiermasz rozmaitości. I na ten właśnie kiermasz z zamiarem kupienia nowych gaci kierował swoje kroki Wuj Niechluj.
         Niestety, nie dane mu było. Najpierw zaskoczyła go feeria barw i fasonów, a do tego momentu był przekonany, że gacie są tylko jedne. A dzieci, jak to dzieci - zaczęły się bawić w chowanego pomiędzy wieszakami i skrzynkami. Matjasek nie zauważył Anuli, która była schowana w skrzyni ze skarpetami i wskoczył do niej rozbijając jej nos. Anula wściekła się i tłukła Matjaska po głowie ręcznikiem frotte.
-         Zabierz pan stąd tych gałganów! Wynocha! - denerwował się sprzedawca.
Dzieci uciekły do teatru. Wuj Niechluj poczłapał za nimi, ale przepadły w ciemności, bo właśnie trwał spektakl.

-         Dżesi, Mati, Anulka! - zawołał Wuj, ale ludzie zaczęli go uciszać i kazali usiąść na widowni.
Na scenie był jakiś żul i jakaś babcia, nic ciekawego się nie działo. Wuj nie miał pojęcia po co ludzie przychodzą w takie miejsca.
-         Ale ja to wszystko już widziałem, a nie lubię oglądać dwa razy tych samych filmów. A twoje życie było wyjątkowo nudne, pozbawione akcji, nawet ciężko je melodramatem nazwać. Było smutne…
-         Jak dupa - dokończył Wuj Niechluj, bo przez chwilę pomyślał o swoim życiu.


-         Cicho! - uciszył go Łysy Fotograf siedzący za nim - Jest pan w teatrze!


W tym momencie Wuj dostrzegł dzieci znikające za kulisami. Natychmiast podniósł się z miejsca i zaczął kluczyć między krzesłami najciszej jak umiał. Nagle potknął się o jakąś postać, która klęczała, blokując  przejście.
-         Co ty tu robisz Wuju Niechluju?! -  wrzasnęła Mama Kwiatkowska, bo to ona klęczała - I gdzie są moje dzieci, miałeś się nimi opiekować! Czy ja naprawdę nie mogę od czasu do czasu wyjść na spotkanie kulturalne, bo tobie jest ciężko zająć się maluchami? Co z ciebie za Wuj?!
-         Wuj Niechluj! - odpowiedziała jej chórem widownia.
Mama Kwiatkowska zdenerwowana wstała, obciągnęła spódnicę i ruszyła na poszukiwanie dzieci. W ciemności ktoś głośno zapiął rozporek. Widocznie mu się wcześniej odpiął.




piątek, 12 czerwca 2015

Odcinek 9: Jak Wuj Niechluj do fryzjera poszedł

W nocy była burza, na przemian grzmiało i błyskało, uspokoiło się dopiero nad ranem. Zapowiadał się kolejny gorący dzień. Kilka minut po dziesiątej do Wuja Niechluja przyszedł Bronek z flaszką- w sam raz na drugie śniadanie (jeśli ktoś jadł już pierwsze). Wuj z nadzieją spojrzał w otwartą lodówkę, ale niewiele w niej było do oglądania, a jeszcze mniej do jedzenia. Korzystając z okazji, Wuj wyrzucił kilka stęchłych kiszonych ogórków, spleśniałe resztki przeterminowanego dżemu truskawkowego oraz zielonego naleśnika, którego kilka tygodni temu przyniosła mu Mama Kwiatkowska, bo jej został z obiadu. Jedyna przekąska względnie nadająca się do spożycia to był jeden smutny śledź. Wuj Niechluj nie pamiętał kiedy i gdzie go kupił, ale ryba prezentowała się dość przyzwoicie. Wuj wziął go do ręki i powąchał - nawet nie śmierdział za bardzo. Gospodarz wyjął zardzewiałe nożyczki z szuflady, żeby sprawiedliwe podzielić śledzia na pół. I wtedy zdarzył się wypadek- nożyczki rozpadły się Wujowi w rękach. Wielka to była strata, bo miał je przez całe swoje dorosłe życie i dotąd służyły mu bez zarzutu. Wuj zmartwił się, ale wiedział, że musi działać, bo gość czeka na poczęstunek. Wrzucił to co zostało z nożyczek do szuflady z zamiarem zreperowania ich w przyszłości, a tymczasem miał za zadanie zdobyć inne.
Spojrzał przez okno, podrapał się w głowę… i już wiedział! Postanowił udać się do pobliskiego zakładu fryzjerskiego “U Arkadiusza”. Kto jak kto, ale fryzjer na pewno ma nożyczki!
Kiedy wszedł do zakładu, Mistrz Arkadiusz ciął właśnie klientkę. Nie    spojrzał nawet na wchodzącego tylko zakomenderował:
-         Niech siada i poczeka. Z myciem czy bez?
-    E, nie są wcale brudne - odpowiedział Wuj Niechluj mając na myśli nożyczki, które chciał pożyczyć.
-         Jak chce. Musi poczekać aż skończę.
-    Tak - Wuj to rozumiał. Przecież fryzjer nie pożyczy mu nożyczek jeśli obcina właśnie nimi włosy.
Po krótkiej chwili drzwi się otworzyły i do zakładu wbiegła Mama Kwiatkowska, a za nią sunęły zaspane dzieci- Ruda Dżesika, Czarna Anula i Matjasek. 
-         Dzień dobry- powiedziała niskim głosem.
Mistrz Arkadiusz odwrócił się i uśmiechnął szeroko na jej widok.
-         Gotowe - powiedział do klientki na fotelu, która na tym etapie wyglądała jak mokra kura.
-         Ale… - klientka próbowała walczyć o swoje.
-         Gotowe, gotowe, 25 zł się należy. Do widzenia.
Wziął pieniądze i wypchnął klientkę za drzwi. Zwrócił się do Mamy Kwiatkowskiej:
-         Co robimy?
-         Okolice bikini.
-         Z myciem czy bez? - zapytał lubieżnie.
-         Z myciem - zamruczała Mama Kwiatkowska.
Dopiero teraz dostrzegła swojego brata.
-         Wuju Niechluju - zwróciła się do niego - popilnuj przez chwilę dzieci, ja muszę skoczyć na chwilę na zaplecze z Mistrzem Arkadiuszem - i drzwi się za nimi zamknęły.
Dzieci dopadły Wuja Niechluja i wyściskały serdecznie, bo bardzo go lubiły.
-         Wuju Niechluju, ja ci zrobię fryzurę - postanowiła Dżesika.
-         A ja ci umyję głowę! - zdecydowała Anula
-         Ja tez sce! - Matjasek nie chciał być pominięty.
-         Ty ogolisz Wuja - Dżesika dała mu do ręki krem do golenia i maszynkę, a sama podłączyła lokówkę do prądu.
Dzieci posadziły Wuja pod myjką i puściły wodę. Ależ to była zabawa! Anuli bardzo się spodobało, śmiała się radośnie i oblewała wujową głowę a przy okazji jego brzuch, plecy i cały fotel. Jak już Wuj był cały mokry, wylała na resztki jego włosów pół butelki szamponu, a kran skierowała na Matjaska i zrobiła mu śmingus dyngus.

-         Gupia Anula! - rozryczał się Matjasek. Wściekły wziął nożyczki i obciął sobie nogawki nowiutkich dżinsów. Odciętymi mokrymi nogawkami rzucił w kierunku siostry.
Szmatka trafiła Czarną Anulę prosto w buzię.
-         Ty blady padalcu! - zdenerwowała się Anula i ostro ruszyła w kierunku brata. Kopnęła go z całej siły w zadek, Matjasek przewrócił się w kałużę wody, przekulał po podłodze, przez co przykleiły się do niego włosy klientów w różnych odcieniach. Wyglądał jak kolorowa małpa. Zobaczył się w lusterku i rozryczał się na dobre.
 Tymczasem Dżesika, nie zwracając uwagi na przekomarzanie się rodzeństwa, kontynuowała swoje zadanie. Wysuszyła włosy Wuja Niechluja i kręciła misterne loczki. Wuj wyglądał bardzo szykownie.

-        Szkoda, że nie masz włosów pośrodku głowy Wuju - martwiła się Dżesika.
-         Kiedyś miałem - przypomniał sobie Wuj.
-      Zrobiłabym ci afro. Miałam kiedyś wujka z afro…ale wyjechał - to mówiąc spojrzała wymownie na Czarną Anulę - Ale tak też jest ładnie, masz tak jakby odwrotnego irokeza.
         W tym momencie Wuj Niechluj kątem oka zauważył, że mokry Matjasek chce podłączyć do prądu maszynkę do golenia. Zeby zapobiec nieszczęściu,
rzucił się na niego, ale tak niefortunnie, że swoim brzuchem przygniótł mu rękę. Malec zawył z bólu.
         Na ten krzyk z zaplecza wybiegła Mama Kwiatkowska w fartuszku fryzjerskim oraz Mistrz Arkadiusz w samych gaciach. 


Zobaczyli pobojowisko - wszędzie było pełno wody, kłębiły się mokre kule włosów, Anula pryskała wodą z kranu, a Matjasek leżał na ziemi przygnieciony przez Wuja i darł się tak, że  musiała go słyszeć cała kamienica.
- Czy ty naprawdę musisz uczyć ich takich głupot?! Inni wujowie opowiadają siostrzeńcom bajki, ale ty nie! Z tobą zawsze robią bajzel jakiego świat nie widział! Brak ci wyobraźni, poczucia odpowiedzialności i piątej klepki! Nie mam pojęcia co mnie podkusiło, żeby znów zostawić dzieci pod twoją opieką! - to mówiąc przypomniała sobie co ją podkusiło i uśmiechnęła się zalotnie do Mistrza Arkadiusza.
Ale przy dzieciach musiała trzymać fason, więc wzięła za rękę Anulę i Matjaska i wraz z Dżesiką opuścili zakład fryzjerski.
         Wuj Niechluj wykorzystał zamieszanie i rozanielony nastrój Mistrza Arkadiusza, wziął nożyczki pod pachę i niezauważony wrócił do swojego mieszkania, Bronka, flaszki i śledzia.



piątek, 5 czerwca 2015

Odcinek 8: Jak Wuj Niechluj w dyskoncie objawienia doświadczył

         Mama Kwiatkowska musiała coś załatwić w Urzędzie ds Bezrobotnych, dlatego wzięła aromatyczną kąpiel, przywdziała obcisłą kieckę z dużym rozporkiem, wcisnęła łydki w mini-kozaczki, a dzieci zaprowadziła do Wuja Niechluja. Bardzo się ucieszyły, bo chociaż Mama nie pilnowała ich zbytnio, to jednak czasem wpadała w histerię bez powodu, a Wuj był oazą spokoju- nigdy się nie złościł i nie krzyczał. 
         Tego dnia Dżesika była wyjątkowo podekscytowana, ponieważ wkradła się do męskiej szatni i podprowadziła z plecaka kolegi małą białą tabletkę. Coś niecoś o tym słyszała, ale nigdy nie miała okazji spróbować i była bardzo ciekawa jak działa. Kiedy znaleźli się u Wuja Niechluja i Mama Kwiatkowska zniknęła z horyzontu, z błyskiem triumfu w oczach wyjęła zdobycz i pochwaliła się nią przed rodzeństwem. Położyła pastylkę na taborecie i zaczęła szukać noża, żeby móc się sprawiedliwie podzielić. Ale Matjasek był jak zwykle najszybszy. Ani chwili się nie zastanawiając, chwycił tabletkę i włożył sobie do buzi.
-         Dżeeesi!! Ten debil połknął całego procha! - wrzeczczała zatroskana Anula.
Dżesika zareagowała błyskawicznie. Dwoma susami dopadła brata, usiadła na nim i z całej siły ścisnęła jego usta - przez chwilę wyglądał jak śnięty karp. Strategia odniosła oczekiwany efekt - siny chłopiec, kaszląc i smarkając, wypluł tabletkę.
-         Za karę nawet nie spróbujesz, ty cycu świński! - zdenerwowała się Dżesika - podzielę na pół, dla mnie i dla Czarnej Anuli.
Ponieważ nie znalazła noża, próbowała przeciąć pastylkę zardzewiałym pilnikiem. Długo jej nie szło, aż wreszcie się udało, ale połówki wystrzeliły tak niefortunnie, że jedna poleciała za meblościankę, a druga prosto do wujowej puszki z piwem. Wiadomo, że Wuj puszki z rąk nie wypuści dopóki będzie w nim choćby kropla piwa, dlatego dzieci rzuciły się w kierunku meblościanki. Przed nimi było trudne zadanie- musieli jakoś odsunąć ciężki mebel.
         A tymczasem Wuj dopił piwo. Wkrótce jego pokój zaczął się obracać wokół własnej osi, najpierw powoli, ale z każdą minutą nabierał prędkości. Wuj zaczął się bać, że wypadnie, dlatego natychmiast opuścił mieszkanie.

         Na zewnątrz bestie szczerzyły kły, po niebie latały wielkie ptaszyska, po ulicach snuły się blond zombie, a z wielu okien wydobywały się kłęby dymu. Przerażony Wuj Niechluj schronił się w pobliskim dyskoncie. Po przekroczeniu progu oniemiał…
         W środku było pięknie, ciepło, pogodnie. W tym sklepie mieszkało dobro w najczystszej postaci! Ubrani w kolorowe szaty klienci byli serdeczni, uśmiechali się do siebie, pomagali sobie w sięganiu towarów z półek, stukali się przyjaźnie koszykami przy mijaniu. Zwracali się do siebie grzecznie, niemal z czułością, szukali okazji, żeby się przypadkowo dotknąć lub chociaż otrzeć o siebie. W dyskoncie panowała atmosfera miłości.
-         Czy mogłaby mi pani podać te jabłuszka kaparowe, są tam, wysoko na półce, a ja nie sięgnę, bo jestem taka niska - poprosiła jedna klientka drugą przepraszającym tonem.
-         Ależ oczywiście, nie ma żadnego problemu, przepraszam, że sama nie dostrzegłam, że stara się pani sięgnąć. I proszę się nie przejmować wzrostem, ma pani idealne proporcje, nie to co ja, taka tyczka - odparła zapytana.
-         Proszę nawet tak nie żartować, pani ma figurę modelki, te nogi do nieba, szczupłe palce u dłoni, orli nos, szlachetny profil - klasyka! Musi się pan ze mną zgodzić? - zwróciła się do Wuja Niechluja.
-         Tak - zgodził się Wuj Niechluj.
Ale kobiety już nie zwracały na niego uwagi, zafascynowane, zajęły się sobą nawzajem zapomniawszy nawet o jabłuszkach kaparowych.
         Zza regału wyszedł Adolf Hitler w pełnym umundurowaniu. Pełnił funkcję managera sklepu wielkopowierzchniowego.
-         Schnell, schnell! - poganiał szeregowych pracowników merchandisingu - Arbeit macht frei!
Oni zasalutowali i kontynuowali wykładanie towaru na półki zgodnie z wytycznymi sztabu.
Wuj Niechluj niczego niczego nie mógł kupić, bo nie wziął koszyka, ale niesiony miłosną falą klientów dotarł do kasy. Na kasie siedział uśmiechnięty Jezus. Wuj padł na kolana.

-         To ty panie?
-         Tak Wuju Niechluju, to ja, ale wstań z kolan, bo spowodujesz kolejkę. Zresztą, nie potrzebuję rozgłosu. Dobrzy ludzie mają antenę nastawioną na moją częstotliwość i wiedzą, gdzie mnie szukać.
-         Myślałem, że jesteś w kościele, albo na Placu Mickiewicza!
-         Dżizas! - zdenerwował się Jezus, bo nie lubił stereotypowego myślenia - Jestem tam, gdzie mnie ludzie potrzebują, a przecież teraz więcej ludzi chodzi do dyskontów, niż do kościoła!
To mówiąc skanował kolejne produkty.
         Rozmowa się nie kleiła, ale kleiła się podłoga, więc Wuj Niechluj pobiegł po wodę mineralną, żeby umyć Jezusowi stopy. Jak tylko ją znalazł poczuł, że bardzo mu się chce pić, odkręcił i pił duszkiem. Zasnął.
         Obudził się w swoim fotelu, w ręku miał wazon, z którego wypił całą wodę, a nad nim wisiała z groźną miną i rozmazaną szminką Mama Kwiatkowska.  Pokój już nie wirował, za to dzieci nieudolnie rąbały siekierą meblościankę.

-         Śpisz tak pijany, że nie widzisz co tu się dzieje? Poszłam do urzędu, żeby zdobyć jakieś środki na wykarmienie tych bachorów, a ty nie możesz na chwilę ich popilnować?! Boże, widzisz to i nie grzmisz!
W tym momencie dało się słyszeć potężny grzmot, a niebo przecięła błyskawica w kształcie sfastyki. Mama Kwiatkowska natychmiast kazała dzieciom wymaszerować z domu Wuja, żeby zdążyć przed burzą.