piątek, 27 listopada 2015

Odcinek 24: Jak Wuj Niechluj się o nas dowiedział

          Dżesika z Züzą ze znudzeniem przeglądały strony internetowe na swoich tabletach. W pewnym momencie Dżesika doszła do wniosku, że przeczytała już wszystko co było warte przeczytania i z nudów i od niechcenia zaczęła wpisywać w wyszukiwarkę nazwiska, które przychodziły jej do głowy. Wpisała Dżesika Kwiatkowska - wyskoczyły profile jakichś innych Dżesik na portalach społecznościowych. Podobnie było z Matjaskiem i Anulą - nie było w tym nic dziwnego, nosili popularne nazwisko. Wpisała Züza Podolski - nic nie wyskoczyło. Wpisała Wuj Niechluj - i w ten sposób zupełnie przypadkowo odkryła bloga, na którym od kwietnia zeszłego roku ktoś regularnie opisywał przygody i perypetie jej ukochanego wujaszka. Tak się wczytała, że nie zauważyła, kiedy znudzone zabawą w “pluć i łapać” rodzeństwo stanęło za jej plecami.
-      Co cytas? - chciał wiedzieć Matjasek, któremu składanie literek wciąż przychodziło z trudem.
-      Opowieść o Wuju Niechluju w internecie - odpowiedziała zgodnie z prawdą Dżesika.
-      Ktoś pisze o naszym wuju? - zdziwiła się Czarna Anula - a co piszą?
-      Prawdę - odpowiedziała Ruda Dżesika - ale z jakiej racji nazywają mnie Rudą Dżesiką?
-      Bo jesteś przecież ruda! - zauważyła Czarna Anula - a ja jestem Czarna Anula i co?
-      A ja Biały Matjasek? - chciał wiedzieć Matjasek.
-      Rozbeczany Głuptasek - wypaliła Dżesika.
-      Wcale nie jestem rozbecany - rozżalił się Matjasek i rzewnie się rozpłakał.
Na to wszystko weszła Mama Kwiatkowska.
-      Czemu on znowu ryczy? Dlaczego mu dokuczacie? Naprawdę, ja chwili spokoju w tym domu nie mam, czy wy się nie możecie przez chwilę sobą zająć?!
-      Bo tu jest napisane, że jestem głuptaaaaseeeek! - zawodził Matjasek.
-      Gdzie? - chciała wiedzieć Mama Kwiatkowska.
-      W internecie - wyjaśniła Dżesika i pokazała mamie bloga.
Mama Kwiatkowska zaczęła czytać i po każdym odcinku robiła się coraz bardziej czerwona ze złości.
-      Co to ma być?! To niedopuszczalne! Ktoś śmie szkalować mnie i moją rodzinę?! O Wuju Niechluju to jest akurat cała prawda, w zasadzie o tych jego koleżkach też, ale co za wstyd przed całym światem! I te wszystkie brednie, kłamstwa o mnie! że ja niby histeryzuję? że nadmiernie dbam o swój wygląd? Że poluję na każdego faceta? że podrzucam dzieci Wujowi bez uprzedzenia? Że niby wciąż mam do niego pretensje? Co za brednie!
Wzięła tablet Dżesiki i wściekła wybiegła z mieszkania. Po chwili cofnęła się, żeby poprawić fryzurę, zmienić domowe pantofelki na wysokie obcasy i znów wybiegła. Po chwili wróciła po coś, zapomniała po co, przez chwilę się zastanawiała, po czym przypomniało jej się:
-      Dzieci, chodźcie ze mną do Wuja Niechluja, nie możecie przecież same w domu siedzieć.
I poszli.
Wuj Niechluj akurat drzemał w fotelu. Gretchen była na siłowni.
-      Wuju Niechluju - szturchnęła go Mama Kwiatkowska - tyle razy prosiłam cię, żebyś wziął się za siebie, bo ludzie gadają. Ale dopóki gadali na dzielnicy - sąsiedzi, ludzie w sklepach, na straganach - to jeszcze to jakoś znosiłam, przyzwyczaiłam się, mówię - no trudno, co zrobić. Ale jak zaczęli o tobie pisać w internecie - to koniec. Nie ma mowy, żeby to tak trwało! Ładnie się przedstawiasz przed całą Polską, wstyd mi przynosisz, jeszcze chwila to zobaczę twoje zdjęcie na okładce plotkarskiej gazety! A jeszcze chociaż o tobie prawdę piszą, ale o mnie to już kompletne bzdury, to jest karalne, ja tak tego nie zostawię! A ty się zastanów nad sobą. A teraz zajmij się dziećmi, ja idę z tym prosto na policję.

Jak powiedziała, tak zrobiła. Wuj z dwojga złego, wolał zająć się dziećmi niż zastanawiać się nad sobą. Wyciągnął z tapczanu i szafy wszystkie stare galoty, wyciągnął z nich gumkę, wszystkie gumki związał i dał dzieciom, żeby sobie pograły na podwórku. I dał im węgiel ze spiżarni, w razie gdyby guma im się znudziła, mogły sobie narysować pajaca albo klasy. Dzięki doskonałej organizacji mógł wrócić do swojej drzemki na fotelu.
         A tymczasem Mama Kwiatkowska pobiegła na posterunek. Poprosiła o spotkanie z Komendantem Tomisławem Majchrzakiem.
-      W czym mogę pani pomóc? - komendant przywitał się z nią jak z zupełnie obcą osobą, chociaż nie dalej jak kilka nocy temu poznał ją dość dogłębnie, ale był dość tępy i miał niezwykle krótką pamięć.
-      Tomisławie… yyy komendancie, jakiś ty zasadniczy, taki męski…- Mama Kwiatkowska uśmiechnęła się na wspomnienie tamtej nocy, żeby zaraz przywołać się do porządku, bo przypomniała sobie, z czym właściwie przyszła. Streściła komendantowi całą sprawę.
-      Nie ma podstaw do wszczęcia śledztwa. W tym kraju jeszcze panuje wolność słowa i każdy może pisać co chce - uznał Komendant.
-      Ależ Tomisławie! Oni tam piszą o nas… o panu… szkalują nas - Mama Kwiatkowska pokazała komendantowi fragmenty ich dotyczące.
-      To nonsens! To bzdury wyssane z palca! To godzi w dobre imię policji! Natychmiast wszczynam śledztwo!
Jak powiedział, tak zrobił. Wziął i wszczął.

Mama Kwiatkowska, zadowolona z owocnego (chociaż nie tak bardzo, jak miała nadzieję, ale co się odwlecze…) spotkania, wróciła do mieszkania Wuja. Zastała go śpiącego, przywiązanego gumą do fotela i zakneblowanego węglem. Dzieci krążyły wokół niego śpiewając “Stary niedźwiedź mocno śpi”.
-      Jak ty wyglądasz? Co to za głupie zabawy? Czy ty nie możesz choć raz się postarać? Nie możesz wymyślić niczego mądrego? Nie pamiętasz jak w dzieciństwie na tym podwórku całymi dniami skakaliśmy w klasy, w pajaca albo w gumę? Czy to tak trudno zorganizować coś sensownego? Nie dosyć, że wstyd mi przynosisz przed całą Polską, to jeszcze nie możesz się przez chwilę dziećmi zająć, gdy ja biegam do komisariatu w twojej sprawie! Pięknie ci dziękuję! Już więcej cię o nic nie poproszę.
I zostawiwszy go splątanego gumą i zakneblowanego węglem odeszła wysoko unosząc głowę. Dzieci podreptały smutno za nią.
         Mama Kwiatkowska nie mogła się doczekać, aż pozna tych, co ośmielili się opisywać przygody jej brata.
Autorzy, ze strachu przed śledztwem komendanta Tomisława Majchrzaka i groźbami Mamy Kwiatkowskiej, na wszelki wypadek postanowili na jakiś czas zaniechać spisywania niezwykłych Wuja Niechluja przypadków.

piątek, 20 listopada 2015

Odcinek 23: Jak na Wuja Niechluja donos złożono

Błoga cisza panowała w mieszkaniu. Züza grała w niemieckie scrabble sama ze sobą. Gretchen pełniła obowiązki Specjalistki ds. Kosmetologii w popularnej niemieckiej sieci drogerii. Akurat w tamtym momencie zaczęła się nad czymś intensywnie zastanawiać, a nad czym- dowiemy się, ale dopiero w kolejnym odcinku.
A tymczasem Züza  dwa razy już wygrała sama ze sobą, raz przegrała i od tej rundy wszystko zależało, więc lekko się denerwowała. Wuj Niechluj nie robił nic, nie licząc wąchania zapachu sznycli, które Gretchen smażyła przed wyjściem do pracy.

Znienacka wpadła Mama Kwiatkowska z dziećmi. Sielanka panująca w mieszkaniu Wuja rozsierdziła ją niemiłosiernie.
- Ty tu sobie siedzisz bezczynnie, a ja urobiona po łokcie, sama ze wszystkim, znikąd pomocy. Gdybym była jak inne kobiety, to nie miałabym czasu na fryzjera nawet i wyglądałabym jak ostatni komcmołuch, nikt by na mnie nie spojrzał, ale ja jestem dobrze zorganizowana. Ale już na głowę dostaję z tymi dzieciakami, ciągle czegoś chcą, a to jeść, a to spać, a to do szkoły chcą iść. Nieee, tak nie może być, ja też potrzebuję chwili wytchnienia, muszę nauczyć się prosić o pomoc innych ludzi, a nie tak wszystko sama. Dlatego zostawię je u ciebie, a ja sobie chwilę odsapnę. Po prostu chciałabym przez chwilę nic nie robić!
- Hurraaa! - ucieszyły się dzieci i rozbiegły po mieszkaniu w poszukiwaniu czegoś do zepsucia.
W tym momencie rozległ się dzwonek do drzwi.
Za drzwiami stało dwóch policjantów. Jeden jakby znajomy... a drugi zupełnie nie.

- Nazywam się Komendant Tomisław Majchrzak- przedstawił się ten bardziej znajomy- a to mój młody kolega z pracy, nie pamiętam jak się nazywa, mówimy na niego Młody.
- No dzień dobry- rozpromieniła się Mama Kwiatkowska, ale Komendant Tomisław Majchrzak zdawał się jej nie pamiętać. Nie można od niego wiele wymagać, w końcu był tylko policjantem.
- Dostaliśmy donos- ciągnął Komendant a Młody pociągnął nosem- Anonim. Od pani Halinki z dołu.
- Że niby co?!- oburzyła się Mama Kwiatkowska.
Komendant wyciągnął pomiętą kartkę z kieszeni policyjnego munduru.
- Pani Halinka pisze, że żyjecie tu bez ślubu, pisze też, że chciałaby zachować anonimowość. Czy to się zgadza? Co pani widzi w Wuju Niechluju?
- To mój brat.
- No tak... rozumiem... kocha go pani... jak brata... bo to brat... ale żeby... nie rozumiem jednak- czy to przypadkiem nie jest czyn zabroniony? To zoofilia chyba.
- Kazirodztwo- wtrącił Młody.
- Milcz Młody, nie odzywaj się niepytany, słuchaj i ucz się od starszych.
Przed nimi przebiegły rozwrzeszczane dzieci: Matjasek, Czarna Anula i Dżesika.
- I jeszcze macie dzieci! Zoofilia jak nic- Komendant zaczął notować w swoim służbowym notesie.
Z pokoju wyszła smutna Züza.
- Ich habe verloren- powiedziała ze zwieszoną głową.

- Co ona powiedziała?- zapytał Komendant Mamy Kwiatkowskiej.
- Przegrałam- wtrącił Młody.
- Zamknij się Młody, mówiłem, że masz słuchać, bo nic nie wiesz. Skoro jesteś facetem, to mówisz "przegrałem", a nie "przegrałam", a poza tym w co ty grasz? Jesteś na służbie fajtłapo, skup się! Co ona powiedziała?- powtórzył pytanie Komendant w kierunku Mamy Kwiatkowskiej.
- Nie mam pojęcia- Mama wzruszyła ramionami.
- Nie rozumie pani swojej córki? W sumie to chyba normalne, mówi się, że coraz trudniej zrozumieć współczesną młodzież.
- To nie jest moja córka- oburzyła się Mama Kwiatkowska.
- To nie jest pani córka?- zdziwił się Komendant.
Nastąpiła chwila konsternacji, podczas której Komendant próbował poskładać kilka faktów i wreszcie uśmiechnął się uśmiechem Sherlocka.
- Już wiem! To jest pani brat- wskazał na Wuja- a to nie są pani dzieci- wskazał na dzieci- to są dzieci pani brata, z którym wcale nie żyje pani w związku zoologicznym, tylko normalnym, siostrzano-braterskim i pomaga mu pani wychować dzieci.
- Proszę pana, mi nikt nie pomaga, ja ze wszystkim sama jak ten pieeeees- rozpłakała się Mama Kwiatkowska efektownie jednocześnie zachowując czujność, była ciekawa, czy robi na Komendancie wrażenie. Tomisław był co prawda głupi jak but, ale postawny był z niego mężczyzna. Zresztą, Mama Kwiatkowska miała z nim już do czynienia, znała jego możliwości.
- No już dobrze, już dobrze, przecież policja jest po to, żeby chronić swoich obywateli, a pani tak ze wszystkim sama, pani musi odetchnąć, zapraszam panią na rurki z kremem. To wyjście w godzinach pracy, więc policja zapłaci- same plusy. A ty Młody, zostań tu i pomóż Wujowi Niechlujowi przy dzieciach.
Mama Kwiatkowska zarzuciła płaszcz i udając, że całuje swojego brata w policzek na odchodne wyszeptała mu do ucha:
- Ostatni raz przychodzę do ciebie z dziećmi, o mało co, a wpędziłbyś nas w tarapaty. Mieszkasz z tą Niemką już tyle czasu, nikt nie wie o co chodzi, więc ludzie się zaczynają interesować. Sąsiedzi są czujni, z sąsiadami trzeba dobrze żyć, a ty jak zawsze wszystko po swojemu i bezmyślnie. Teraz muszę wszystko odkręcać, naciesz się dziećmi, bo nieprędko je znów zobaczysz, Wuju Niechluju.
I poszła pod pachę z Komendantem Tomisławem Majchrzakiem, żeby powtórzyć z nim to co już przerabiali, a czego on zupełnie nie pamiętał. Niby chciała nic nie robić, a jednak ochoczo się zabrała do dzieła.



piątek, 13 listopada 2015

Odcinek 22: Jak Wuj Niechluj dziecko z przedszkola odebrał

             Zbliżała się godzina piętnasta i Wuj Niechluj stał pod sklepem rozglądając się za jakąś znajomą gębą. Zza rogu wyszedł Bronek ze swoim psem.
- Wuju Niechluju, popilnujesz Brojka? Ja skoczę po browca- poprosił, wręczył smycz Wujowi i zniknął w sklepie.
Akurat przechodziła tamtędy Mama Kwiatkowska.
- Jakiś ty uczynny Wuju Niechluju- niby pochwaliła- zajmujesz się psami obcych ludzi, a nie masz czasu dla swoich siostrzeńców? A one tak czekają, tak się dopominają, kiedy się z nimi pobawisz. Wykaż się inicjatywą. Na przykład idź dziś po Matjaska do przedszkola, ja będę miała chwilę oddechu przynajmniej. To trzeba załatwić natychmiast!
I poszła stukając obcasami po chodniku.
A tymczasem Bronek wrócił z piwem. Wuj Niechluj otworzył puszkę i sączył z przyjemnością. Po chwili przypomniał sobie, że musi iść do przedszkola. Trochę mu się nie chciało, bo trochę kręciło mu się w głowie.
O barierkę oparty był stary rower. Wuj Niechluj wiele się nie namyślając, wsiadł na niego i pojechał w kierunku, w którym było przedszkole, do którego sam chodził jak był dzieckiem. Przez chwilę zastanawiał się, czy od tego czasu zmieniły się przedszkolanki...

Nie zdążył się dobrze zastanowić, bo nieoczekiwanie znalazł się na miejscu. Rzucił rower na trawnik i wszedł do środka przez płot, bo furtka była zamknięta. Dzieci były w ogródku.
- Wuj Niechluj...- powiedział Matjasek po cichu, kiedy go zobaczył. Był w szoku. Nigdy wcześniej Wuj nie przychodził po niego do przedszkola.
- Wuj Niechluj, Wuj Niechluj- przedrzeźniał go złośliwy, rozpieszczony chłopiec.
Na tej podstawie podchmielony Wuj stwierdził, że to jest jego siostrzeniec. Wziął chłopca za rękę, przerzucił go przez płot, sam przeszedł przez dziurę, którą dopiero co zauważył, posadził małego na bagażniku roweru i ruszył w kierunku domu. Pomału, bo gdzie miał się spieszyć?
Akurat tak się złożyło, że jak Wuj przerzucał chłopca przez płot, pani przedszkolanka paliła papierosa po drugiej stronie przedszkola- przecież nie wypadało palić przy dzieciach. Ale całą akcję zaobserwowała pomoc kuchenna, nużyło ją obieranie warzyw, więc patrzyła sobie przez okno.
- Od razu mi się wydawało, że coś jest nie tak, podejrzane wydało mi się, że Wuj Niechluj przerzuca przez płot małego Zenka- tłumaczyła później przedszkolance- ale nie mogłam od razu wybiec, bo cała zupa by mi wykipiała, a co by dzieciaki na obiad jedli?
Chłopiec za nim darł się wniebogłosy, czyli zachowywał się tak, jak zazwyczaj zachowuje się Matjasek. Wuj Niechluj był odporny na płacz dzieci, pedałował pogwizdując pod sumiastym wąsem.
Przez głośny krzyk małego Zenona nie mógł słyszeć ani krzyku przedszkolanki, która próbowała go dogonić, ani kucharki, która goniła przedszkolankę, chcąc jej dokładnie opisać jak to było, ani Matjaska, który biegł za nimi, krzycząc rozpaczliwie na całe Jeżyce:
- A Zenek ukradł mi Wuja!!!!!
Wreszcie Wuj z papierosem w zębach zajechał pod kamienicę Mamy Kwiatkowskiej. Odwrócił się, żeby zdjąć chłopca z roweru. Zdziwił się widząc, że to mały Chińczyk. Zaczął się nawet zastanawiać, kto podmienił mu chłopca podczas jazdy, ale w tym momencie dobiegła zdyszana przedszkolanka.

- Wuju Niechluju! Jeśli pan odbiera Zena z przedszkola, musi pan mieć upoważnienie od jego rodziców!
W tym momecie dobiegła kucharka.
- Pani przedszkolanko, ja to wszystko widziałam, mogę zeznawać na policji, jak będzie trzeba, do Sądu to już niechętnie, bo to się potem ciągnie, ale na policji nie ma problemu! Wszystko przez okno widziałam, akurat obierałam ziemniaki...
Dobiegł zziajany Matjasek i kopnął rozryczanego i zasmarkanego Zenka z całej siły w kostkę.
- Ty złodzieju wujów!!! Mas za swoje!!!
Przedszkolanka wzięła płaczącego Zenka za rękę a kucharkę pod pachę i truchtem wrócili do przedszkola, bo pozostałe dzieci zostały bez opieki.
Na to wszystko otworzyło się okno mieszkania na drugim piętrze, a z niego wychyliła się ufryzowana głowa Mamy Kwiatkowskiej, jakby dopiero co wyszła od Mistrza Arkadiusza.
- Już nigdy cię o nic nie poproszę Wuju Niechluju! Stoję przy garach, żeby było ciepłe, co chwilę biegam do okna, fryzurę sobie niszczę, jak tak dalej pójdzie to mnie przewieje, a ty nic sobie z tego nie robisz. Prosiłam cię, żebyś poszedł po Matjaska od razu, a ty się wleczesz i jeszcze przywiozłeś go na jakimś rozklekotanym rowerze! Przecież on mógł spaść, zobacz jaki jest zapłakany, to na pewno przez ciebie! Wracaj do swojego kumpla pod sklep, a ty Matjasku chodź prędko do domu, już otwieram ci drzwi.

Wuj poszedł odprowadzić rower na swoje miejsce, a przy okazji sprawdzić, czy Bronek już wypił całe piwo.
Matjasek rozryczał się na dobre, kiedy zrozumiał, że nie spędzi dziś z Wujem ani chwili.




piątek, 6 listopada 2015

Odcinek 21: Jak Wujowi Niechlujowi babcia Wilhelma się ukazała

                   Gdy Wuj wrócił po weselu okazało się, że nie ma gdzie spać. Gretchen korzystając z jego nieobecności wyrzuciła jego stare szerokie łóżko,  a na to miejsce wstawiła nowe wąskie. Nie było możliwości, żeby się w dwójkę na nim zmieścili.
                   Tak się doskonale złożyło, że akurat ktoś wyrzucił łóżko na śmietnik, które zresztą bardzo przypominało stare łóżko Wuja, nawet sprężyny wystawały w tym samym miejscu. Wuj odczytał to jako znak i wiele się nie namyślając zorganizował swoich kolegów do pomocy: Bronka, Kataryniarza i Sąsiada spod Szóstki, Rozwodnika. Łóżko było ciężkie jak smok, ale panowie wzięli się razem i wnieśli je do mieszkania Wuja. Postawili łóżko na środku pokoju, tak, że nie było jak przejść, ale nie mieli siły się z nim dłużej mocować. Na to weszła Gretchen i sama przestawiła mebel.
- Dzień dobhy- przywitała ich Gretchen - widzę, że mamy gości.
- Witam piękną sąsiadkę - czarował Sąsiad spod Szóstki, Rozwodnik.
- Panowie się nadźwigali, to może panowie się czegoś napiją?
- Pacierza i wódki nigdy nie odmawiam- zarechotał Bronek.
- Siadajcie, a ja zahaz przyniosę po schnapsie dla każdego - jak powiedziała tak zrobiła.
Po kilku głębszych towarzystwo było już rozluźnione.
- To może brudzia?- zaproponował Sąsiad spod Szóstki, Rozwodnik.
- Mam tylko schnapsa - odpowiedziała Gretchen.
- Chodzi o to, że pijemy tak - zademonstrował - przechodzimy na ty, a potem słodki buziaczek.
- Aa, u nas to się nazywa Bruderschaft.
Na moment buziaczka do mieszkania weszła Mama Kwiatkowska z dziećmi.
- O proszę, jaki pan sąsiad całuśny - zakpiła - co to, nie ma już polskich  ładnych kobiet do całowania? A gdzie patriotyzm?
- Ale przecież...- tłumaczył się Sąsiad spod Szóstki, Rozwodnik.
- Żadne ale, idziemy do mnie, wkręcisz mi żarówkę. Sama jestem i wszystko na mojej głowie. Dzieci - Wuj Niechluj was popilnuje, możecie nawet chwilę pobawić się z Züzą.
- Hurraa!!!! - dzieciom nie trzeba było dwa razy mówić, ochoczo pobiegły do pokoju swojej niemieckiej koleżanki.
Uczta u Gretchen trwała w najlepsze, gospodyni przyniosła naprędce przyszykowane szaszłyki i frykadelki. Zakąski do wódki mają tę zaletę, że jakkolwiek by nie smakowały, zawsze są smaczniejsze od wódki.
Dzieci zrobiły się głodne.
- Züza, przygotuj coś dla swoich polskich gości, ja dla swoich przygotowałam - nakazała Gretchen Podolski.
Züza  posłuchała mamy i postanowiła przyrządzić swój największy przysmak - bułki przypiekane nad gazem. Wyszły przepyszne, tylko Matjasek zamiast zakręcić gaz, jedynie zdmuchnął ogień.

Dzieci z bułkami wróciły do pokoju Züzy.
Dorośli przy stole zrobili się senni, myśleli, że to działanie niemieckiej wódki.
"Ale sieka" pomyślał Wuj Niechluj przed zaśnięciem.
Kiedy już spał na dobre ukazała się przed nim postać w czerni - czarne buty, pończochy, sukienka, etola, bolerko, rękawiczki, kapelusz i czarna woalka. Przez tę woalkę nie było widać twarzy, dopiero po skrzeczącym głosie ją poznał.

- Dzień dobry Wuju Niechluju - zaskrzeczała jego nieżyjąca babcia Wilhelma Podolska - to ja twoja babcia Wilhelma Podolska - Wuj już jakby gdzieś słyszał to nazwisko - jak ty wyglądasz smyku? Jak zawsze brudny, koszulka poplamiona, tłuste włosy, babole wiszące z nosa, żółte zęby. A ja od razu wiedziałam, że nic z ciebie dobrego nie będzie, jak tylko się urodziłeś. Jedna ciotka mówiła, że może wyjdziesz na ludzi, ale ja wiedziałam, że to niemożliwe, z jednej prostej przyczyny.
- Z jakiej?- chciał wiedzieć Wuj Niechluj.
- To już ty sam musisz sobie na to odpowiedzieć.
- Ale babciu...
Nagle ktoś oblał go zimną wodą, która naleciała mu do nosa i mocno nim potrząsnął.
Otworzył oczy. Nad nim stała Mama Kwiatkowska w szlafroku.
- Ja ci dam babciu pijaku jeden. Czy ty chcesz całą kamienicę wysadzić w powietrze?! Akurat wkręcaliśmy żarówkę z Sąsiadem spod Szóstki, Rozwodnikiem, kiedy skończył nam się alkohol. To wróciłam tutaj i co widzę - wszyscy śnięci, gaz się ulatnia, zakręciłam kurki i wezwałam pogotowie oooo już tu panowie są, proszę bardzo...
- Dzień dobry - przywitał się Ratownik Medyczny.
- Dzień dobry, przepraszam, że ja tak po domowemu, ale akurat po sąsiedzku wpadłam, hahaha, udało mi się ich uratować, ale pan to tak codziennie ratuje ludziom życie? Niesamowite!
- Tak - przyznał Ratownik Medyczny.
- Pan to musi być silny, tak życie ratować i mądry, bo to się trzeba trochę na tym znać, ja panu powiem!
- Tak.
- Gdzie ta wódeczka kochaneczko - wbiegł Sąsiad spod Szóstki, Rozwodnik - o, dzień dobry.
- Co tak panie Sąsiedzie spod Szóstki, Rozwodniku, w samych gaciach przy Ratowniku Medycznym? - oburzyła się Mama Kwiatkowska - i przy dzieciach - dodała, bo dzieci właśnie wysunęły głowy z pokoju, żeby sprawdzić co to za krzyki - chodźcie kochane dzieci do mamusi, już więcej do Wuja nie przyjdziecie, trudno, znikąd pomocy, nie będę się prosiła, sama ze wszystkim, chyba, że poznam jakiegoś godnego dżentelmena… - to mówiąc patrzyła zalotnie w kierunku Ratownika Medycznego.
- Tak - przytaknął.