Zabawa na weselu była
przednia, ale wszystko co dobre, szybko się kończy. Ludziska się natańczyli,
napili i najedli, chociaż sporo jedzenia zostało - pieczone prosięta ociekające
miodem, nadgryzione golonki, zimne nóżki, letni bigos, tłuste śledzie pływające
w cebuli. Część gości już się pożegnała z Młodą Parą, niektórzy właśnie
wychodzili, ale rodzina Wuja Niechluja siedziała na swoich miejscach -
planowali zostać przynajmniej tak długo, aż cała wódka zostanie wypita.
I tak by sobie siedzieli
spokojnie, wspominali stare czasy, ale nagle Anula kątem oka dostrzegła
zbliżające się zagrożenie:
- Ciocia Cmocia!- ostrzegła
pozostałych.
Wszyscy przy stole wpadli
w popłoch - oto zbliżała się do nich mama Lucyny z Młyna (a właściwie już teraz
Lucyny z Parku). Ciocia była znana ze swoich wielkich, mokrych ust, których
odcisk ochoczo zostawiała na każdym napotkanym policzku. Dlatego każdy bronił
się jak mógł, uciekał gdzie pieprz rośnie, albo natychmiast zajmował się
czymkolwiek, po to, żeby uniknąć serdecznego ucałowania przez Ciocię
Cmocię.
Anula
szybko wyciągnęła Dziada Zza Krat na parkiet, za jej przykładem Dżesika
chwyciła Kuzyna Marcina, a z Matjaskiem zatańczył Ksiądz Bez żądz. Matjaska to
nie dziwiło - w końcu Wuj nosił sukienkę. Nikt od dłuższego czasu nie widział
Mamy Kwiatkowskiej. Nikt się tym specjalnie nie martwił.
- Moi kochani! - dopadła do ich stolika
Ciocia Cmocia - Wuj Niechluj, Wuj Co Wywalał Gnój i Ciocia Bezrobocia! Jakże mi
miło Was gościć! Dajcie buziaka.
Wycałowała najpierw wujów, a później
leżącą pod stołem ciotkę.
- Co u was słychać? Jak ja do was nie
zadzwonię, to wy już się w ogóle nie odzywacie, ale dość już pretensji w taki
piękny dzień, dajcie buziaka - i znów konsekwentnie całowała z dwururki -
najpierw wujów, potem ciotkę.
- Ale udało nam się weselicho! -
cieszyła się - a nie wiedziałam, czy zdążą z prosiakami, już dawno były
zamówione u Starego Walentego, ale rosnąć nie chciały, na szczęście w porę się
skapły, że są na wesele potrzebne, że się wzięły za siebie, hahahahaha, prosiaki
w miodzie, pyszności, ja się nie mogę oderwać, jem i oblizuję tłuszczyk co mi
kapie po brodzie, dajcie buziaka! - nachyliła się znów w ich stronę, ale tym razem Wuj Co Wywalał
Gnój wykazał się refleksem.
- My musimy - wybełkotał wstając od
stołu - musimy… wynieść stąd Ciocię Bezrobocię, co z nią w konkubinacie żyję.
Bo jeszcze się odleżyn nabawi biedactwo, albo co… tak że tego… Wuju Niechluju?
- zachęcił swojego niedoszłego szwagra.
Panowie wzięli się za wynoszenie
cioci.
- Trzecia chałupa po prawej stronie jak
przejdziecie przez mostek - instruowała ich - tam są miejsca do spania.
I poszli, co było robić. Każdy z Wujów już
wcześniej schował flaszkę za pazuchę, więc w razie jakby jeszcze im się nie
chciało spać, to było co pić.
Nie
było lekko, bo i Ciocia Bezrobocia lekka nie była. Wujowie ciągnęli ją za nogi,
każdy za jedną. Byli pijani w sztok, zapadł zmrok, a droga była wyboista.
- Co ona taka ciężka? - dziwił się Wuj
Niechluj.
- Ty mi powiedz, przecież to twoja
siostra! - odpowiedział Wuj Co Wywalał Gnój.
- Kiedyś była chuda - pamiętał Wuj
Niechluj
- A teraz jest gruba! I ciągnij teraz
grubą babę....
- Eee - skwitował Wuj, bo co tu gadać,
kiedy jest robota ?
Wreszcie udało im się
dociągnąć Ciocię Bezrobocię pod wskazany adres. Niestety drzwi okazały się być
zamknięte. Cóż było robić, trzeba było je wyważyć.
Niedoszli szwagrowie wzięli rozbieg i
zaatakowali wrota. Udało się! Drzwi wpadły do domu, a wujowie wraz z nimi.
W środku było ciemno.
Panowie po omacku trafili do łóżka i wtaszczyli do niego Ciocię Bezrobocię,
która na to wszystko zachrapała donośnie. Wujowie już mieli oblewać sukces,
kiedy wtem zapaliła się lampka nocna i spod kołdry wynurzyła się jakaś postać.
- Leon? To ty?- zapytała postać
zachrypniętym głosem.
Kiedy zamiast męża kobieta zobaczyła
w swoim łóżku inną kobietę, a przy łóżku dwóch obcych facetów zaczęła się
wydzierać.
- Wiedziałam, że Leon ma babę na boku,
ale żeby mi tą pijaną babę kazać przyprowadzić do mojego domu, to już szczyt
wszystkiego!! Wynocha mi wszyscy, bo zadzwonię po policję i psami poszczuję! I
gdzie jest Leon?!
Wujowie nie znali Leona,
tym bardziej nie mieli pojęcia gdzie on się znajduje. Ciocia Bezrobocia
smacznie spała i nie nadawała się do samodzielnej ucieczki, a nie chcieli jej
tu zostawiać na pastwę tej baby. Chcąc nie chcąc musieli ją wziąć ze sobą. Z
braku lepszego pomysłu przytargali Ciocię z powrotem na salę weselną i tam
wrócili do przerwanej flaszki.
Wkrótce zaczęło świtać.
Z nocnej eksapady wróciła wygnieciona
i wymęczona Mama Kwiatkowska. Ziewając zapytała się swojego brata:
- A gdzie są dzieci?
Wuj wlewał w siebie akurat kolejny
kieliszek, więc nie miał jak odpowiedzieć, a i tak nie wiedziałby co. Mama
Kwiatkowska się zdenerwowała:
- Straciłeś je z oczu? Kiedy ostatni
raz je widziałeś? Co mówiły? Gdzie się wybierały? Czy nie były głodne?
Wuj nie znał odpowiedzi na żadne z
tych pytań, więc dalej milczał.
- Ale nie ma co się denerwować
kochana moja, złocieńka, wszystko jest pod kontrolą - przed nimi znów znienacka
wyrosła Ciocia Cmocia. Mama Kwiatkowska nie zdążyła się ukryć - A my nawet się
nie przywitałyśmy, tyle ludzi, takie udane wesele, daj buziaka! - i przystąpiła
do całowania.
- Ale pod jaką kontrolą? - Mamie
Kwiatkowskiej udało się wyrwać z objęć cioci - Ciocia widzi, że o nic nie mogę
poprosić mojego brata, wyszłam tylko na chwilę zaczerpnąć świeżego powietrza,
wracam, a tu już nikogo nie ma i moje dzieci zniknęły!
- Spokojnie moja droga, daj buziaka -
cmoknęła ją ciocia na mokro - dzieci śpią u mnie w Młynie, były zmęczone to je
tam wysłałam.
Mama Kwiatkowska
wycierając ośliniony policzek pobiegła do Młyna, ale tam tylko spała zapłakana
Lucyna. Jarek był w Parku - w ten sposób młodzi celebrowali swoje pierwsze
małżeńskie ciche dni. Po dzieciach nie było śladu.
Każdy, kto był w miarę
trzeźwy, przyłączył się do poszukiwań. Trwałyby one pewnie w nieskończoność,
gdyby nie to, że Wuj Niechluj zakradł się do kurnika w poszukiwaniu świeżych
jaj na kaca. Okazało się, że dzieci poszły spać z kurami.
Nikt nie wiedział, skąd się tam
wzięły, a wyjaśnienie było bardzo proste. Okazało się, że Ciocia Cmocia oprócz
mokrych buziaków ma jeszcze jedną wadę - mylą jej się strony. I zamiast
pokierować dzieci do Młyna, pokierowała je do kurnika. Wujów również źle wysłała,
w efekcie trafili do łóżka, w którym spała Żona Leona. Przez tę drobną pomyłkę
o mało co nie zagryzły ich psy, lub nie przyjechała policja - nie wiadomo co
gorsze. Ale kto by się tym przejmował, najważniejsze, że dzieci się znalazły.
- Pięknie ci dziękuję Wuju Niechluju-
ironizowała Mama Kwiatkowska - jeśli kiedykolwiek jeszcze będziesz mnie
przekonywał, że zajmiesz się moimi dziećmi, żebym ja mogła w spokoju zająć się
sobą - nie uwierzę ci! Po prostu ci nie uwierzę! Zawiodłeś moje zaufanie, przykro
mi, że ci to mówię przy ludziach, że podważam twój autorytet przy dzieciach,
które nie wiedzieć czemu cię uwielbiają, ale taka jest prawda. A dzieci nie
wolno okłamywać. Dlatego dwa razy następnym razem się zastanów, zanim im coś
obiecasz. I mi też. A tymczasem masz szlaban na zabawę z nimi.
To powiedziawszy wróciła
do Leona, z którym była umówiona. Pytanie: gdzie wtedy była Leona żona?