piątek, 20 maja 2016

Odcinek 26: Jak Wuj Niechluj w szpitalu wylądował

Był piękny wiosenny dzień na Jeżycach. Wuj Niechluj leżał pod murkiem w otoczeniu pustych puszek po piwie. Z jednej strony wygrzewał swój wielki owłosiony brzuch na słońcu, a z drugiej chłodził swój spocony i nieświeży tyłek, leżąc na płytach chodnikowych.
     Nieopodal na trawniku bawiły się wesoło dzieci Mamy Kwiatkowskiej - Ruda Dżesika, Czarna Anula i Matjasek. Trawnik był zaniedbany, pełny psich odchodów i wyściełany rozkładającymi się truchłami drobnych gryzoni i ptaków. Zabawa w "głupiego Matjaska" rozkręcała się na dobre. Matjasek bardzo się spocił próbując dosięgnąć brudnej szmaty, którą Ruda Dżesika zawiesiła na drzewie. Anula z nosem przy ziemi szukała dla starszej siostry niedopałków. Matjaskowi spadły spodnie od skakania i wszyscy na całym podwórku mogli zobaczyć jego różowe tłuste pośladki. Sąsiadka Z Pieprzykiem Beatka, która zgodnie ze swoim zwyczajem wywaliła cycki na poduszkę parapetową, nie mogła się nadziwić jaki z tej strony chłopiec jest podobny do Wuja Niechluja.



- Gupia zabawa. Sce grać w palanta! - złościł się Matjasek podciągając spodnie.
- Sam jesteś palant! - wrzasnęła Anula przekłuwając żuka szpilką.



     Matjasek zaczął ryczeć wniebogłosy i pobiegł do leżącego nieopodal Wuja.
- Wuju Niechluju! A one nie scą ze mną grać w palanta! - poskarżył się, opluł i posmarkał przy okazji.
- Chrrr - zachrapał w odpowiedzi Wuj, który przed kilkoma minutami zapadł w drzemkę. Śniło mu się, że pije denaturat, który smakuje jak najwspanialszy spirytus z przemytu.
- Wuju Niechluju! - Matjasek skakał mu po brzuchu aż znowu spadły mu spodnie - sce palanta!
- Dobrze smyku, dobrze - mruknął rozbudzony Wuj.
Wstał, podrapał się po głowie, podłubał w pępku i zdziwił się, jak zobaczył co i w jakim stanie można tam znaleźć. W tamtej chwili podjął życiową decyzję, że będzie częściej dłubał w różnych otworach swojego ciała.
     Podreptał do kamienicy, a chłopiec ufnie podążył za nim. Bardzo kochał swojego Wuja.
     Wuj zasapany wdrapał się na drugie piętro i zadzwonił pod szóstkę. Sąsiad Spod Szóstki, Rozwodnik, otworzył drzwi w atłasowym, prześwitującym szlafroku. Widocznie było mu gorąco. 
- W czym mogę pomóc, Wuju Niechluju? - zapytał, gdyż niezależnie od okoliczności, maniery jego były zawsze nienaganne.
- Smarkacz chce się z tobą bawić - odrzekł mu Wuj Niechluj.
- Ojejej, jak miło! Chętnie, chętnie, ale nie w tym momencie, teraz jestem nieco zajęty. A gdzie jest urocza mamusia chłopca? No i właściwie - dlaczego akurat ze mną? - wyraził zaskoczenie Sąsiad Spod Szóstki, Rozwodnik.
- Chciał palanta, a Mama Kwiatkowska mówiła, żeś palant - wyjaśnił uprzejmie Wuj Niechluj.
- Ohoho, musisz czyścić uszy z łoju i złogów, Wuju Niechluju. Mama Kwiatkowska jest zawsze bardzo zadowolona z moich ruchów... yyy... odruchów pomocy sąsiedzkiej. Nie powiedziała "palant" tylko "galant". A w palanta to możecie sobie zagrać, jako dobry sąsiad pożyczę wam mojego kija i piłkę.
     Sąsiad spod Szóstki, Rozwodnik i Galant, poszedł po kij do sypialni, z której dochodziły lubieżne damskie pomruki w języku niemieckim.
     Wuj Niechluj i Matjasek poszli w miejsce znacznie od domu oddalone. Po drodze dołączyły do nich dziewczyny z kiepami w ustach. Anula poczęstowała Wuja znalezionymi niedopałkami, niektóre miały całkiem niepośliniony ustnik. Wuj bardzo się ucieszył z prezentu. Matjasek tym razem nie chciał palić. Miał kij i piłeczkę
     Rozpoczęli grę od razu gdy tylko dotarli w miejsce znacznie od domu oddalone. Dziewczyny zgasiły niedopałki. Matjasek podrzucił piłkę, a Wuj Niechluj… jak się nie zamachnie, jak nie odbije z całej siły! Prawdopodobnie wyobraził sobie, że to głowa Wiesława Schwarza, drobnego sklepikarza, z którym łączyły go niezałatwione porachunki i domniemane koneksje rodzinne.



     Pech chciał, że piłka odbita z całej siły wybiła szybę w pobliskim szpitalu. Dzieci się bardzo zmartwiły, bo jeszcze nie zaczęli grać, a już stracili jedyną, w dodatku pożyczoną piłkę.
     Bez zastanowienia Wuj Niechluj udał się do szpitala, a dzieci wraz z nim.
     - Trzecie piętro, gabinet 363 - rezolutna Czarna Anula szybko policzyła okna. Miała świetną orientację w terenie. W przyszłości chciała badać oceany.
     Nie przyszli na umówioną wizytę, bo nikt z nich nie był chory. Dlatego bezceremonialnie ominęli kolejkę psioczących pacjentów i weszli do gabinetu Doktora Wiktora bez pukania. Za to Doktor Wiktor właśnie pukał pacjentkę. Opukiwał, osłuchiwał, celem diagnozy oczywiście. Nagość pacjentki była zrozumiała, ciężko byłoby dobrze osłuchać chorego w futrze. Jakież było zdziwienie pacjentki, kiedy w gabinecie Doktora Wiktora, u którego badała się regularnie, zobaczyła swoje dzieci.
- Co wy tutaj robicie?! – wrzasnęła zakrywając się lekarskim dywanikiem z grubego włosia – przecież to jest miejsce znacznie od domu oddalone! Czy ty naprawdę nie możesz za siebie Wuju Niechluju? Po co przyprowadzasz dzieci do szpitala do gabinetu Doktora Wiktora?! Przecież tu jest pełno zarazków! Jesteś nieodpowiedzialny i leniwy, a do tego nigdy nie mogę na ciebie liczyć! Dlaczego nie pobawisz się z nimi w chowanego, albo w dwa ognie, zamiast szlajać się z nimi po szpitalach?! Przez ciebie ja nie mam nawet chwili na kompleksową wizytę u lekarza!
     Mówiąc to ubierała się za parawanem w tempie błyskawicznym, była w tym wprawiona. Już po chwili stukała obcasami i szykowała się do wyjścia, a dzieci wraz z nią.
- Po co przychodziliście do gabinetu Doktora Wiktora? – wrzasnęła poirytowana.
- Psyslismy po piłkę – wyjaśnił Matjasek dłubiąc w nosie.
- Słyszał pan, doktorze Wiktorze? Moje dzieci przyszły po piłkę. Żądam, aby pan w trybie natychmiastowym dał im piłkę.
     Doktor Wiktor z braku lepszego pomysłu i z braku innej piłki, wręczył im piłkę lekarską.