piątek, 19 maja 2017

Odcinek 36: Jak Wuj Niechluj mieszkanie odzyskał


Wuj Niechluj rozmyślał, co nie zdarzało mu się zbyt często, a ponieważ nie miał w tym wielkiego doświadczenia, szło mu bardzo ciężko. Rozbrzmiewający w całym mieszkaniu ciężki, niemiecki rock nie pomagał mu wcale. Od bardzo dawna, to jest odkąd wprowadziła się do niego Gretchen, nie mógł zaznać spokoju. Zastanawiał się właśnie, czy już zawsze tak będzie, gdy jak na zawołanie drzwi mieszkania otwarły się gwałtownie. Na progu stała uradowana Mama Kwiatkowska.
– Wuju Niechluju! – zawołała, próbując przekrzyczeć hałas. – Mam dla ciebie świetną wiadomość! Przycisz to radio!
– To nie ja – odparł Wuj zgodnie z prawdą, ale rockowe brzmienia zagłuszyły jego słowa.
– Dzwonili z urzędu, w końcu możemy dostać mieszkanie po babci! – krzyknęła Mama.
Do pokoju weszła Gretchen w sportowym podkoszulku.
– Dzień dobhry Mutter Kwiatkowska – powiedziała z silnym akcentem. – Miło, że nas odwhiedziłaś, ale muszę zahaz wyjść…
– Tak, tak – krzyknęła Mama, która i tak jej nie słyszała. – Wuju Niechluju! W urzędzie powiedzieli, że skończyła się właśnie trwająca latami sprawa mieszkania po babci Wilhelmie! Ktoś musi pójść obejrzeć mieszkanie i podpisać odpowiednie papiery!
W tej chwili muzyka ucichła i z drugiego pokoju wyszła Züza, ubrana cała na czarno.
– Ich kann die musik nicht hören – powiedziała niezadowolona.
– Tak chyba lepiej rhozmawiać – odparła Gretchen.
– Wuju Niechluju, musisz iść obejrzeć mieszkanie po babci i podpisać papiery – powiedziała Mama. – W końcu, po tylu latach przyda nam się, to znaczy tobie, porządne mieszkanie!
– Po co – mruknął Wuj. Lubił swoje stare mieszkanie.
– Jak to po co? – obruszyła się Mama. – W końcu nie będziesz musiał żyć w tej dziurze!
A kiedy Wuj nadal nie wydawał się chętny, Mama dodała przebiegle:
– Mieszkanie babci Wilhelmy jest o wiele większe… pomyśl, jakie libacje można będzie tam urządzić!
– No dobra – mruknął Wuj zrezygnowany. Spojrzeć nie zaszkodzi.
– Moja babcia też byhła Wilhelma, jak śmiesznie – powiedziała Gretchen.
– No to idź Wuju, najlepiej natychmiast, żebym mogła… to znaczy, żebyś mógł wprowadzić się od razu!
– Ja pójdę z tobą, herr Wuju – ucieszyła się Gretchen. – I tak mam coś do zahatwienia w mieście.
– No nie wiem… – zaczęła Mama, patrząc podejrzliwie na Gretchen, ale ta wkładała już buty.
– Chodź Züza, przejdzhemy się z herr Wujem – powiedziała otwierając drzwi.
Züza wzruszyła ramionami i wyszła za nią z mieszkania a Wuj, chcąc nie chcąc, potoczył się za nimi.
Po drodze Gretchen opowiadała mu o swojej rodzinie, która też pochodziła z Polski. Wuj nic nie mówił, bo i co miałby powiedzieć? Züza też milczała, a zapytana o coś od czasu do czasu przez matkę odpowiadała krótko po niemiecku.
W końcu dotarli do bardzo starej kamienicy i weszli do środka. Mieszkanie babci Wilhelmy znajdowało się na ostatnim piętrze i Wuj spocił się okropnie, zanim dotarli na górę.
Drzwi otworzył im uśmiechnięty urzędnik w krawacie.
– Pan Wuj Niechluj? – zapytał gdy tylko go zobaczył. – Bardzo się cieszę, proszę wejść! A to pani Mama Kwiatkowska i… Dżesika?
– Nein – odparła Gretchen – Jesteśmy znajomi herr Wuja. To moja cóhka Züza.
– Tak, tak, bardzo mi miło – urzędnik nie przestawał się uśmiechać. – Zapraszam do środka!

Weszli do ciemnego przedpokoju, a potem do salonu pełnego starych, rzeźbionych mebli. Wszędzie leżała gruba warstwa kurzu.
– No, to podpisujemy akt przekazania, panie Wuju? – zapytał szczerząc się urzędnik i wyciągnął zza pleców plik dokumentów. – Trzeba kuć żelazo póki gorące!
Wuj wzruszył ramionami, ale odezwała się Gretchen.
– Herr Wuj nie miał najpierw obejrzeć mieszkhanie? – zapytała.
– Tak, tak, proszę się nie spieszyć, mieszkanie nie zając, nie ucieknie! – odparł uśmiechnięty urzędnik.
Wuj, nie mając za bardzo wyjścia, poszedł rozejrzeć się po mieszkaniu, choć znał je bardzo dobrze. W każdym pokoju były takie same, wysokie sufity i stare, rzeźbione meble – był nawet wielki portret babci Wilhelmy w złotej ramie. Uwagę Wuja przykuł jednak niski barek zamykany na klucz – Wuj pamiętał z dzieciństwa, że babcia trzymała w nim swoje zapasy alkoholu. Pochylił się nad barkiem – staroświecki klucz tkwił w zamku.
Wuj z bijącym sercem przekręcił klucz i jego oczom ukazały się rzędy butelek o różnych rozmiarach i kształtach, wypełnione alkoholami o przeróżnych kolorach, od jasnego różu do ciemnej czerwieni. Wuj poczuł to dziecięce szczęście, właściwe znalezieniu się na powrót w babcinym domu. Drżącymi palcami sięgnął po pierwszą butelkę.
Gretchen zajrzała do pokoju i zobaczyła Wuja siedzącego na grubym dywanie, w gorącej plamie słońca wpadającej przez wysokie okno.
– Herr Wuju, czy długo będziesz oglądał mieszkanie? – zapytała.
Dostrzegła butelkę w jego ręku.
– Chyba masz rację, też się chętnie napiję – powiedziała, siadając obok niego. – W mojej rhodzinie mieliśmy silną thadycję picia alkoholu!

Pół godziny później cały barek został opróżniony. Puste butelki walały się po podłodze, a na grubym dywanie spali smacznie Wuj Niechluj i uśmiechnięty urzędnik, który sprawdzając, czy Wujowi podoba się mieszkanie, zgodził się wypić „malutki kieliszek”. Gretchen patrzyła na nich drapiąc się po głowie.
– Oh mein Gott, co tehaz zhobić? – zapytała Züzę. – Ja mam mocną głowę po babci, myślałam, że herr Wuj tak samo… ale ten alkohol chyba był inny, coś mi przypomina…
Züza wskazała na leżący na podłodze plik dokumentów. Gretchen podniosła je.
– Herr Wuj nie da rady tego podpisać – powiedziała przerzucając kartki – Ale pani Mutter tego chciała, to może ja podpiszę? On widział, że przyszhłam z herr Wujem, nie powinno być khłopotu… O, ja też mam na imię Podolski, tak jak Herr Wuja bacia, to chyba może być?
Züza przytaknęła, patrząc z ponurą satysfakcją, jak Gretchen podpisuje dokumenty.

Następnego dnia Wuja Niechluja obudził dźwięk telefonu, niosący się po pustym mieszkaniu.
– No pięknie, po prostu pięknie! – wrzasnęła Mama, ledwie podniósł słuchawkę. – Miałeś tylko podpisać dokumenty, dlaczego ja wierzyłam, że choć raz mnie nie zawiedziesz? To mieszkanie nam się należy do cholery, to była nasza babcia, a ty oddałeś je Niemcom jak ostatni zaprzedaniec! Mało im było wojny, jeszcze na to się musieli połasić, oni mają to we krwi! Sprytnie sobie to Gretchen umyśliła, ale zapłaci za to, nie daruję jej tego! A z tobą też się policzę, Wuju Niechluju, słyszysz mnie, tym razem ci tego nie daru…
Ale Wuj Niechluj odłożył już słuchawkę; brzdęknęły widełki i głos Mamy urwał się wpół słowa. Wuj przymknął oczy i wyciągnął się na łóżku; skrzypnęła zardzewiała sprężyna a on uśmiechnął się do siebie, rozkoszując się głęboką, spokojną ciszą swojego starego, dobrego mieszkania.