Kolejnego
dnia Wuj Niechluj obudził się w swoim ulubionym fotelu, w którym już niejedną
noc w życiu spędził. Na głowie miał czapkę malarską, w jednej ręce trzymał
pędzel, a w drugiej puszkę po piwie. Przed nim na podłodze klęczała Gretchen -
katowała swoje umięśnione ciało poranną gimnastyką. Wprawdzie była zaskoczona,
że wynajęty przez nią malarz jeszcze nie zaczął swojej roboty, ale nie chciała
mu narzucać niemieckiego tempa. Co kraj to obyczaj.
Rozległ
się dzwonek do drzwi. Gretchen otworzyła. Za drzwiami stał listonosz.
- Dzień dobry, czy jest Wuj Niechluj?
Mam dla niego przesyłkę listową.
- Dzień dobhy - odpowiedziała Gretchen z
niemieckim akcentem - niestety Wuj Niechluj nie żyje. Utopił się w Bałtyku.
Bałtyk należy hównież do Niemiec - przypomniała.
- To przykre - powiedział Listonosz,
mając na myśli śmierć Wuja. Bałtyk był daleko i niewiele go obchodził. Zresztą
Wuj też nie, ale tak wypadało powiedzieć. Wcale nie było mu przykro, bo bardzo
nie lubił Wuja, odkąd ten go upokorzył przed Mamą Kwiatkowską. Nawet trochę się
ucieszył. Jego radość nie trwała jednak długo, ponieważ w tym momencie przez
szparę w drzwiach ujrzał rzekomego nieboszczyka siedzącego w fotelu.
- Toż to Wuj Niechluj! - wszedł do
mieszkania wskazując na delikwenta. Dotknął go, żeby się upewnić czy prawdziwy.
- Aha - skinęła głową Gretchen - To mój
malarz pokojowy, świetny fachowiec, ale nie wiedziałam jak się nazywa. Cóż za
zbieg okoliczności. Widocznie to w Polsce populahne nazwisko.
W tym momencie Züza postanowiła wstać
z łóżka - włączyła głośno Rammsteina i wymachując skołtunioną czupryną wyszła z
pokoju. Miała na sobie czarną piżamę w białe czaszki i wczorajszy makijaż.
- Wuju Niechluju, to poczta dla ciebie.
Podpisz tu się - Listonosz próbował przekrzyczeć muzykę, a Wuj jak zwykle zrobił
co mu kazano.
Listonosz wchodząc zostawił uchylone
drzwi, więc Mama Kwiatkowska, która właśnie się pojawiła wraz z dziećmi, weszła
bez pukania. Dzieci ochoczo pobiegły do pokoju Züzy, która od razu przypadła im
do gustu, chociaż nie mówiły tym samym językiem. Ale dla dzieci to nie jest
problem, zawsze znajdą drogę porozumienia. Urządziły sobie konkurs kto wyda z
siebie najbardziej przerażający dźwięk.
Mama
Kwiatkowska zamknęła drzwi od pokoju Züzy, bo hałas skutecznie uniemożliwiał
konwersację dorosłych.
- Ładnie się bawcie - uśmiechnęła się do
dzieci i pogroziła palcem Züzie, która zabierała się właśnie do przekłucia nosa
Dżesiki - Co ty sobie wyobrażasz Wuju Niechluju? - zwróciła się do brata gdy
zostali sami, nie licząc Gretchen i Listonosza (którego zresztą uszczypnęła w
pulchny tyłek, gdy myślała, że nikt nie widzi) - będziesz się teraz zajmował Züzą,
a co z twoimi siostrzeńcami? Przecież masz wobec nich obowiązki! Nie może być
tak, że wszystko teraz będzie na mojej głowie, nie ma mowy. Zresztą, to można
przecież połączyć- dzieci mogą się razem bawić, mogą tą małą Niemkę nauczyć
polskiego, to tylko wyjdzie jej na dobre. A co ty tu masz - wzięła z jego rąk
kopertę, rozerwała i wyjęła zawartość.
Natychmiast zrobiła się czerwona jak
burak z wściekłości.
- Co za flądra, co za krówsko, co za …
brak mi słów!! Jak ona mogła?!
Gretchen robiła przysiady, Listonosz
nie wiedział czy ma patrzeć na jej napinające się pośladki, czy zaglądać w
dekolt Mamy Kwiatkowskiej, Wuj Niechluj siedział nieruchomo.
- I znów się na tobie zawiodłam Wuju
Niechluju! - mówiła zdenerwowana - dostałeś zaproszenie na wesele, Lucyna z Młyna
wychodzi za mąż! Swoją drogą ciekawe kto ją chciał? A mnie nie zaprosiła,
wielce obrażona za jakieś moje młodzieńcze wybryki na sianie z jej ówczesnym
narzeczonym. Hmmm, a może mimo wszystko za niego wychodzi… - uśmiechnęła się na
samo wspomnienie - Tak czy siak Wuju Niechluju, ja pójdę na to wesele jako
twoja osoba towarzysząca. Nie ona będzie o tym decydowała. I to ja będę
wyglądać tak, że na nią nikt nie spojrzy. Dzieci idą oczywiście z nami -
postanowiła.
- Ten pan nie może iść na żadne wesele -
wtrąciła się Gretchen podczas ćwiczeń rozciągających - ten pan musi pomalować
mieszkanie, nawet jeszcze nie zaczął....
- Co?! Od kiedy ty jesteś takim
pantoflarzem, Wuju Niechluju? Nie masz swojego zdania? Będziesz robił to, co ci
baba każe? Nie ma mowy! Idziesz ze mną na wesele i bez gadania. Koniec kropka.
W tym momencie otworzyły się drzwi do
pokoju Züzy i wyszedł z nich Matjasek z włosami postawionymi na irokeza.
- Wo ist mein Vater? - zapytał z
zadziwiająco poprawnym niemieckim akcentem.
- Co?! Po jakiemu ty mówisz synu? Co
cię opętało?
- Du polnische schweine - powiedział nie
wiedząc co mówi z rozbrajającym uśmiechem na pucołowatej buzi.
- O nie!!!! Nie będzie NIemiec pluł nam
w twarz! Wszystko przez ciebie Wuju Niechluju, gdyby nie twoje głupie pomysły,
nie byłoby jej tutaj - wskazała oskarżycielsko na Gretchen - a teraz dzieci mi
niemczą na polskiej ziemi, więcej moja noga tu nie postanie. I dzieci też nie!
Wychodzimy.
I poszli - ona wściekła, a one
zawiedzione, bo Mama przerwała zabawę w najlepszym momencie. Listonosz
odprowadził ją tęsknym wzrokiem.