czwartek, 24 września 2015

Odcinek 15: Jak Wuj Niechluj zaproszenie dostał

         Kolejnego dnia Wuj Niechluj obudził się w swoim ulubionym fotelu, w którym już niejedną noc w życiu spędził. Na głowie miał czapkę malarską, w jednej ręce trzymał pędzel, a w drugiej puszkę po piwie. Przed nim na podłodze klęczała Gretchen - katowała swoje umięśnione ciało poranną gimnastyką. Wprawdzie była zaskoczona, że wynajęty przez nią malarz jeszcze nie zaczął swojej roboty, ale nie chciała mu narzucać niemieckiego tempa. Co kraj to obyczaj.

         Rozległ się dzwonek do drzwi. Gretchen otworzyła. Za drzwiami stał listonosz.
-      Dzień dobry, czy jest Wuj Niechluj? Mam dla niego przesyłkę listową.
-      Dzień dobhy - odpowiedziała Gretchen z niemieckim akcentem - niestety Wuj Niechluj nie żyje. Utopił się w Bałtyku. Bałtyk należy hównież do Niemiec - przypomniała.
-      To przykre - powiedział Listonosz, mając na myśli śmierć Wuja. Bałtyk był daleko i niewiele go obchodził. Zresztą Wuj też nie, ale tak wypadało powiedzieć. Wcale nie było mu przykro, bo bardzo nie lubił Wuja, odkąd ten go upokorzył przed Mamą Kwiatkowską. Nawet trochę się ucieszył. Jego radość nie trwała jednak długo, ponieważ w tym momencie przez szparę w drzwiach ujrzał rzekomego nieboszczyka siedzącego w fotelu.
-      Toż to Wuj Niechluj! - wszedł do mieszkania wskazując na delikwenta. Dotknął go, żeby się upewnić czy prawdziwy.
-      Aha - skinęła głową Gretchen - To mój malarz pokojowy, świetny fachowiec, ale nie wiedziałam jak się nazywa. Cóż za zbieg okoliczności. Widocznie to w Polsce populahne nazwisko.
W tym momencie Züza postanowiła wstać z łóżka - włączyła głośno Rammsteina i wymachując skołtunioną czupryną wyszła z pokoju. Miała na sobie czarną piżamę w białe czaszki i wczorajszy makijaż.

-      Wuju Niechluju, to poczta dla ciebie. Podpisz tu się - Listonosz próbował przekrzyczeć muzykę, a Wuj jak zwykle zrobił co mu kazano.
Listonosz wchodząc zostawił uchylone drzwi, więc Mama Kwiatkowska, która właśnie się pojawiła wraz z dziećmi, weszła bez pukania. Dzieci ochoczo pobiegły do pokoju Züzy, która od razu przypadła im do gustu, chociaż nie mówiły tym samym językiem. Ale dla dzieci to nie jest problem, zawsze znajdą drogę porozumienia. Urządziły sobie konkurs kto wyda z siebie najbardziej przerażający dźwięk.
         Mama Kwiatkowska zamknęła drzwi od pokoju Züzy, bo hałas skutecznie uniemożliwiał konwersację dorosłych.
-      Ładnie się bawcie - uśmiechnęła się do dzieci i pogroziła palcem Züzie, która zabierała się właśnie do przekłucia nosa Dżesiki - Co ty sobie wyobrażasz Wuju Niechluju? - zwróciła się do brata gdy zostali sami, nie licząc Gretchen i Listonosza (którego zresztą uszczypnęła w pulchny tyłek, gdy myślała, że nikt nie widzi) - będziesz się teraz zajmował Züzą, a co z twoimi siostrzeńcami? Przecież masz wobec nich obowiązki! Nie może być tak, że wszystko teraz będzie na mojej głowie, nie ma mowy. Zresztą, to można przecież połączyć- dzieci mogą się razem bawić, mogą tą małą Niemkę nauczyć polskiego, to tylko wyjdzie jej na dobre. A co ty tu masz - wzięła z jego rąk kopertę, rozerwała i wyjęła zawartość.
Natychmiast zrobiła się czerwona jak burak z wściekłości.
-      Co za flądra, co za krówsko, co za … brak mi słów!! Jak ona mogła?!
Gretchen robiła przysiady, Listonosz nie wiedział czy ma patrzeć na jej napinające się pośladki, czy zaglądać w dekolt Mamy Kwiatkowskiej, Wuj Niechluj siedział nieruchomo.

-      I znów się na tobie zawiodłam Wuju Niechluju! - mówiła zdenerwowana - dostałeś zaproszenie na wesele, Lucyna z Młyna wychodzi za mąż! Swoją drogą ciekawe kto ją chciał? A mnie nie zaprosiła, wielce obrażona za jakieś moje młodzieńcze wybryki na sianie z jej ówczesnym narzeczonym. Hmmm, a może mimo wszystko za niego wychodzi… - uśmiechnęła się na samo wspomnienie - Tak czy siak Wuju Niechluju, ja pójdę na to wesele jako twoja osoba towarzysząca. Nie ona będzie o tym decydowała. I to ja będę wyglądać tak, że na nią nikt nie spojrzy. Dzieci idą oczywiście z nami - postanowiła.
-      Ten pan nie może iść na żadne wesele - wtrąciła się Gretchen podczas ćwiczeń rozciągających - ten pan musi pomalować mieszkanie, nawet jeszcze nie zaczął....
-      Co?! Od kiedy ty jesteś takim pantoflarzem, Wuju Niechluju? Nie masz swojego zdania? Będziesz robił to, co ci baba każe? Nie ma mowy! Idziesz ze mną na wesele i bez gadania. Koniec kropka.
W tym momencie otworzyły się drzwi do pokoju Züzy i wyszedł z nich Matjasek z włosami postawionymi na irokeza.
-      Wo ist mein Vater? - zapytał z zadziwiająco poprawnym niemieckim akcentem.
-      Co?! Po jakiemu ty mówisz synu? Co cię opętało?
-      Du polnische schweine - powiedział nie wiedząc co mówi z rozbrajającym uśmiechem na pucołowatej buzi.
-      O nie!!!! Nie będzie NIemiec pluł nam w twarz! Wszystko przez ciebie Wuju Niechluju, gdyby nie twoje głupie pomysły, nie byłoby jej tutaj - wskazała oskarżycielsko na Gretchen - a teraz dzieci mi niemczą na polskiej ziemi, więcej moja noga tu nie postanie. I dzieci też nie! Wychodzimy.
I poszli - ona wściekła, a one zawiedzione, bo Mama przerwała zabawę w najlepszym momencie. Listonosz odprowadził ją tęsknym wzrokiem.


czwartek, 17 września 2015

Odcinek 14: Jak Wuj Niechluj z Gretchen i Züzą zamieszkał

Mama Kwiatkowska oddaliła się szybko z dworca PKP (Poznań Main Station), pozostało po niej echo stukotu wysokich obcasów, wspomnienie mściwego  wzroku Dżesiki, tęsknego spojrzenia Anuli oraz stękania opasłego Matjaska. Wuj człapał wolniej niż zwykle, bo nie dosyć, że był zmęczony, wisiała na nim Wiotka Trzpiotka, to jeszcze co kilka metrów obrywał po głowie od Grubej Dewotki parasolką. Na szczęście ta ostatnia zachwyciwszy się piękną fasadą mijanego kościoła, zniknęła w jego czeluściach.
Pod bramą spotkał Bronka, który bardzo się ucieszył na widok starego przyjaciela. Bronek, myśląc że Wuj Niechluj utonął, wielokrotnie opłakiwał jego śmierć, łzy podlewając tanim winem z pobliskiego supersamu. A gdy ujrzał go w świetnej kondycji, uznał, że to doskonała okazja do świętowania. Zza pazuchy wyjął flaszkę wódki, którą trzymał na lepsze okazje. Ale zanim Wuj zdołał wziąć łyka…
-      Cóż za wspaniały mężczyzna! Taki prawdziwy, zarośnięty, na pewno bierze bez pytania to, na co ma ochotę! - zaszczebiotała Wiotka Trzpiotka i zgrabnie, niczym tresowana małpka przeskoczyła z Wuja na Bronka.

Bronek był w szoku - zastanawiał się, skąd ona wiedziała, że zwędził tę flaszkę swojemu szwagrowi?
         Wuj machnął ręką, pogodził się z faktem, że jeszcze przez chwilę będzie trzeźwy jak świnia i udał się do swojego mieszkania.
         Otworzył drzwi i oczom jego ukazał się osobliwy widok: było posprzątane! Poza tym na środku pokoju zupełnie obca, dobrze zbudowana kobieta, ćwiczyła pompki, głośno przy tym sapiąc po niemiecku.
         Wuj wiele się nie namyślając udał się prosto do swojej tajnej skrytki - z doniczki z fikusem wyjął flaszkę. Usiadł w swoim ulubionym fotelu i mrużąc oczy delektował się smakiem ciepłej wódeczki pitej prosto z gwinta. Było mu błogo, był zmęczony, przysypiał…
-      Guten Morgen! - przywitała się wesoło kobieta - Herr Malarz pokojowy, bahdzo się cieszę, że pan się wheszcie pojawił - mówiła z wyraźnym niemieckim akcentem - słyszałam, że u was thudno o fachowców, bo wszyscy wyjechali do Anglii i Nohwegii, ale pan wygląda na solidnego człowieka - to powiedziawszy dała mu do ręki pędzel, farby i czapkę naprędce zrobioną z gazety na tę okoliczność - Ja muszę iść do phacy, jestem Specjalistką do Sphaw Kosmetologii.

-      Gretchen? - upewniał się Wuj.
-      W rzeszy samej - przytaknęła Gretchen, bo to była ona. Następnie przebrała się w uniform służbowy i zniknęła za drzwiami.
Wuj nie ruszał się ze swojego fotela. Miał coraz większą chrapkę na drzemkę.

“Du liebes Kind, komm geh' mit mir!
Gar schöne Spiele, spiel ich mit dir”

Usłyszał Wuj cichutki głosik z pokoju obok. Co za licho? Nasłuchiwał

“Manch bunte Blumen sind an dem Strand,
Meine Mutter hat manch gülden Gewand”

powiedział ktoś głośniej, żeby zaraz kontynuować histerycznie:

„Mein Vater, mein Vater, und hörest du nicht,
Was Erlenkönig mir leise verspricht?

Ponury głos przeszedł w krzyk:

“Sei ruhig, bleibe ruhig, mein Kind,
In dürren Blättern säuselt der Wind!”

Wuj już prawie wstałby z fotela, żeby przekonać się do kogo należy głos, ale okazało się, że nie ma takiej potrzeby. Züza- bo to ona była właścicielką głosu, wynurzyła się z pokoju z tomikiem wierszy Goethego. Przysiadła na poręczy i natchniona wyrecytowała mu poemat do końca. Polubiła Wuja od razu. Dzieci i psy wyczuwają dobrych ludzi.

         Kiedy Wuj pomyślał, że może w końcu uda mu się przysnąć do mieszkania wtargnęła Mama Kwiatkowska z dziećmi.
-      Ach więc to tak! Wspaniały z ciebie wujaszek, doprawdy! Wstydź się! Już cię zdążyła okręcić dookoła swojego szwabskiego paluszka ta, pożal się Boże, kosmetyczka? Widzialeś jak ona się maluje? Ja nie musiałam kończyć żadnych szkół, żeby się na tym znać. I najgorsze, że ledwo się pojawiła, a już robi z tobą co chce - już niańczysz jej córeczkę. A co z twoimi siostrzeńcami? Co ja mam im powiedzieć, że Wuj Niechluj nie ma dla nich czasu, bo woli zajmować się Züzą? Nie odważę się, bo byłoby im bardzo przykro, tak się cieszyli, że wreszcie spędzą z tobą trochę czasu. Ale ja się prosić nie będę, nie to nie, łaski bez! Dzieci - idziemy!
I znów został po niej tylko stukot wysokich obcasów, mściwe spojrzenie Dżesiki, tęskny wzrok Anuli oraz sapanie opasłego Matjaska schodzącego ze schodów, po których dopiero co musiał się wspiąć. 

piątek, 11 września 2015

Odcinek 13: Jak Wuj Niechluj pociągiem wracał

Wuj Niechluj wraz z dziećmi: Rudą Dżesiką, Czarną Anulą i Matjaskiem udali się na dworzec i wsiedli do pociągu jadącego do Poznania. Biletów nie kupili, bo nie mieli przy sobie żadnych pieniędzy. Udało im się zająć cały przedział dla siebie. Wuj nie zamierzał zastanawiać się co będzie jak przyjdzie konduktor, żył chwilą i robił to, na co przyszła mu akurat ochota. Planowanie zostawiał innym.
Ponieważ miejsca było dużo, Wuj zajął całą kanapę i postanowił przysnąć, bo czuł się zmęczony całą tą podróżą. Zwiedził tyle krajów i wydawać by się mogło, że miał wiele do opowiadania, ale niestety niewiele pamiętał.
-       Wuju Niechluju, a widziałeś żyrafę? - chciał wiedzieć Matjasek.
-       Nie - odpowiedział Wuj, chociaż nie był tego do końca pewny.
-       Cemu? - dopytywał się siostrzeniec.
-       Bo za długo by patrzeć - wyjaśnił Wuj.
-       Wuju, a leciałeś samolotem? - dopytywała się Czarna Anula.
-       Tak - skłamał Wuj, bo nie pamiętał, żeby leciał.
-       I jak było?
-       Wysoko.
Wujowi oczy się zamykały, był bardzo zmęczony.
-       Wuju, a widziałeś jakiegoś znanego człowieka? - chciała wiedzieć Dżesika.
-       Nie - znów skłamał Wuj. Ze znanych ludzi pamiętał tylko Azisa z Bułgarii, który łudząco przypominał jego matkę, nawet zarost się zgadzał, ale Mama Kwiatkowska, której wysłała mms-a z jego/jej zdjęciem, uznała, że to niemożliwe. że to ponoć bułgarski gwiazdor. Wuj jednak wciąż trzymał zdjęcie rzekomego Azisa w telefonie, postanowił, że przy okazji pokaże je ojcu. Dziad Zza Krat będzie najlepiej wiedział, czy to jego żona czy nie. Innych znanych sobie nie przypominał.
Wuj wreszcie przysnął. Śniła mu się Angela Merkel tańcząca w objęciach papieża Franciszka przy praskiej fontannie. To był ładny obrazek.
-       A co to ma znaczyć? Rozwalił się jak u siebie, a porządni ludzie nie mają gdzie usiąść! - dotarł do niego czyiś oburzony głos.
Wuj Niechluj otworzył oczy. Nad nim pochylała się nalana twarz Grubej Dewotki.
-       No do pana mówię! Niech się pan opamięta! Przez takich jak pan ten świat zmierza prosto w przepaść. Czy pan kupił cztery bilety, żeby zajmować cztery miejsca? - dopytywała się szturchając go w ramię.
-       żadnego nie kupiłem - przyznał Wuj siadając i przecierając zmęczone oczy brudnymi rękoma.
-       Diabeł wcielony! Niczego się nie boi! Zła się nie ulęknie! Kimże jesteś człowiecze, żeby czuć się lepszym, od nas śmiertelników? W imię ojca i syna - to mówiąc przeżegnała się kilka razy i usadowiła się z jego prawej strony - Nogi mi strasznie puchną, mówię panu - zmieniła ton i postanowiła również zmienić skarpetki - Bezuciskowe- tłumaczyła.

Wuj z niejednego pieca jadł chleb i na życiu się znał, wiedział więc doskonale, że już sobie nie pośpi. Będzie mu ta baba całą podróż nadawać. Biedaczek, nie wiedział co go jeszcze czeka…
            Do przedziału wleciała Wiotka Trzpiotka.
-       Ale ja mam szczęście! - szczebiotała- znalazłam wolne miejsce i to koło prawdziwego mężczyzny! Jakiego pan ma wąsa, a jak pan jest zbudowany… miau! - mruczała.
I zanim Wuj zdołał się zdziwić, siedziała już po jego lewej stronie, wtulając się w jego owłosioną pachę.
-       To oburzające! To nieprzyzwoite. Rozpusta na oczach dzieci! Będę się za was modlić - powiedziała Gruba Dewotka i wyjęła różaniec.
W tej chwili Wiotka Trzpiotka dostrzegła sześć par oczu (zielone, węgielki i wyblakłe niebieskie) wpatrzonych w nią mściwie. Dzieci nie zdążyły się nacieszyć swoim Wujem, a ta obca baba zachowywała się tak, jakby należał do niej.
-       Jakie słodkie dzieciaczki, to pana?
-       Yyyhyyy - odpowiedział nie wiadomo co Wuj Niechluj.
-       Od razu wiedziałam, są takie do pana podobne! A gdzie wasza mamusia?
-       Wziął ją pan policjant - odpowiedziała zgodnie z prawdą Anula.
-       Co za patologia! Biedne dzieci! Cio? Chcecie cukierusie od ciociusi Irenusi? Pychusie Irysusie, mordoklejusie? Cio? Ciociusia na pewno coś znajdzie w swojej torebusi.
-       Nie! - odpowiedziały zadziornie i z lekkim obrzydzeniem dziewczynki.
-       Ja sce! - Matjasek chciał.
Wiotka Trzpiotka zaczęła przeszukiwać swoją torebkę, a dzieci zaczęły się gryźć, kopać i szarpać, bo tak miały w zwyczaju rozwiązywać konflikty.

            W tym momencie do przedziału wszedł Niewzruszony Konduktor.
-       Poproszę bilety do kontroli - zarządał
-       Ojej, jaki pan władczy, prawdziwy z pana mężczyzna - powiedziała Wiotka Trzpiotka i uwiesiła się na nim.
-       Co też pani! - zdenerwował się Niewzruszony Konduktor próbując odczepić kobietę od siebie.
-       Sodoma i gomoria! - zdenerwowała się Gruba Dewotka i modliła się z jeszcze większą żarliwością.
Dżesika i Anula wyrywały sobie torebkę licząc, że jednak znajdą w niej jakieś cukierki, złote zęby albo jakieś inne skarby. Matjasek uwiesił się na hamulcu bezpieczeństwa. Pociąg stanął. Konduktor był niewzruszony.
-       To pana wina! - oskarżył Wuja Niechluja wskazując na niego grubym paluchem - nie dopilnował pan syna. Zapłaci pan mandat!
-       żona tego pana siedzi w więzieniu! On samotnie opiekuje się tymi bachorami, pan jesteś bez serca!- Wiotka Trzpiotka płakała Wujowi na ramieniu
-       Świnstwa, upadek i zgnilizna moralna -  mamrotała Gruba Dewotka.
Konduktor poszedł po odpowiednie bloczki mandatowe do kierownika pociągu. Ponieważ byli już całkiem blisko, Wuj Niechluj i dzieci wysiadły z pociągu, żeby pieszo wrócić do domu. Szło mu się ciężko z uwieszoną na szyi Wiotką Trzpiotką i Grubą Dewotką, która dreptała za nimi, waląc go po głowie parasolką co dziesięć minut.

            Na dworcu natknęli się na Mamę Kwiatkowską w policyjnej koszuli.
-       Dlaczego nigdy nie mogę na tobie polegać Wuju Niechluju? Chciałam sprawić frajdę dzieciom i tobie po przejściach, zorganizowałam wam wycieczkę pociągiem, a ty zamiast nadrabiać stracony w wakacje czas, uganiasz się za spódniczkami… i to bardzo krótkimi spódniczkami- spojrzała z wyrzutem na opiętą skórzaną mini Wiotkiej Trzpiotki - Już nigdy nie będę się starała sprawić ci przyjemności, bo nie potrafisz tego docenić! A tymczasem wracaj do swojego domu i dogadaj się jakoś z Gretchen.

            Zabrała dzieci i poszła. A Wuj podreptał za nią, bo przecież mieszkali w tej samej dzielnicy. 

czwartek, 3 września 2015

Odcinek 12: Jak Wuja Niechluja morze na brzeg wyrzuciło

Mama Kwiatkowska po załatwieniu wszystkich formalności z Przedsiębiorcą Pogrzebowym (mimowolnie uśmiechnęła się na samo wspomnienie), ubrała się na czarno jak tradycja nakazywała i wraz z dziećmi szykowała się na pożegnanie Wuja Niechluja.

 Dzieci chlipały, ciamkały, smarkały i siorbały, były tak bardzo smutne, że nawet nie kopały się pod stołem i nie wycierały o siebie wzajemnie smarków dla kawału. Nawet cukierki ciągutki, które przyniósł Sąsiad spod Szóstki, Rozwodnik, nie były w stanie ich pocieszyć. Mama Kwiatkowska była również smutna - płakać jej się chciało z trzech powodów. Po pierwsze było jej przykro, że tak skończył jej starszy brat. Po drugie - do rozpaczy doprowadzała ją myśl, że to ona mogła być ja jego miejscu - a kto zaopiekowałby się wtedy jej dziećmi? No i a propos dzieci - kolejne zmartwienie - do kogo w razie wyższej konieczności będzie zaprowadzała czarną Anulę, Matjaska i Rudą Dżesikę? Mimo woli i mimo smutku czuła żal do Wuja Niechluja, że tak ją z tym wszystkim samą zostawił. Ponadto musiała zająć się formalnościami, na szczęście los jej sprzyjał. Udało jej się błyskawicznie i za całkiem sporą sumkę wynająć mieszkanie Wuja Niechluja niemieckiej Specjalistce do Spraw Kosmetologii Gretchen i jej córce Züzie. Sama była zaskoczona, bo specjalnie podała kwotę zdecydowanie wygórowaną, żeby móc z czego schodzić, ale niemiecka sieć kosmetyczna, która wysyłała swoją pracownicę na wschód, zaakceptowała kwotę bez szemrania. Gretchen zależało na czasie, więc podpisała umowę najmu na trzy miesiące i zapłaciła z góry. Mama Kwiatkowska nie zdążyła nawet posprzątać, ale szczerze mówiąc było jej to na rękę, bo nie miała najmniejszej ochoty odgruzowywać i odgrzybiać paskudnie zapuszczonej meliny Wuja.
         Mama Kwiatkowska otworzyła drzwi wejściowe, żeby wraz z dziećmi opuścić mieszkanie i udać się na cmentarz, żeby potowarzyszyć Wujowi w ostatniej drodze. Jakże wielkie jej było zdumienie, kiedy za drzwiami ujrzała policjanta. Jego ręka zawisła w powietrzu jakby salutował.
-         Miałem właśnie nacisnąć dzwonek- wyjaśnił zawiśniętą rękę - Dzień dobry.
-         Dzień dobry- odpowiedziała zaskoczona Mama Kwiatkowska bacznie mu się przyglądając, bo kogoś jej przypominał…

-         Nazywam się Komendant Tomisław Majchrzak.
-         To niemożliwe! - zdziwiła się Mama Kwiatkowska - To ja jestem Komendant Tomisław Majchrzak!
-         Jak to? - zdziwił się Komendant Tomisław Majchrzak.
-         No tak! Ja pana wymyśliłam, narysowałam i wycięłam z kartonu, żeby nakłonić Wuja Niechluja do popłynięcia statkiem! - zdenerwowała się - ale to, że utonął to przecież nie moja wina!
-         Tak… nie… - Komendant Tomisław Majchrzak próbował cokolwiek z tego zrozumieć, ale szybko porzucił ten pomysł, ponieważ jego głowa nie mieściła kilku myśli na raz - Przyszedłem zameldować, że ciało Wuja Niechluja wciąż czeka na identyfikację.
-         Jak to czeka? Przecież widziałam zdjęcie w gazecie, we wszystkich wiadomościach o tym trąbili i pokazywali zbliżenia - to on, Wuj Niechluj. Co pan myśli, że ja bym własnego brata nie rozpoznała?
-         Procedury droga pani, musimy się trzymać procedur. Ciało należy zidentyfikować osobiście - mówiąc to bacznie przyglądał się krągłościom Mamy Kwiatkowskiej, najwidoczniej miał chrapkę na jej ciało, jak zresztą prawie każdy mężczyzna w mieście.
-         Mam jechać do kostnicy?
-         Nie, na plażę.
-         Ale kiedy ja się poważnie pytam!
-         A ja poważnie mówię. Ciało Wuja Niechluja zostało znalezione na plaży przy Bałtyku i nie możemy go stamtąd ruszyć, dopóki nie zostanie zidentyfikowany przez rodzinę. Procedura.
-         Hurra! Zobaczymy przynajmniej jeszcze raz Wuja Niechluja! - ucieszyły się dzieci.
Cóż było robić? Mama Kwiatkowska zadzwoniła do Przedsiębiorcy Pogrzebowego, żeby się upewnić, że ciała nie ma tam, gdzie myślała, że jest.
-         Przecież wszystko było ustalone, zapłacone… jakkolwiek, to też forma zapłaty i powiedziałeś, że niczym nie muszę się martwić… na pewno rozmawialiśmy o ciele…. aaaaa, chodziło o moje ciało… no trudno.
Pojechali. Komendant był tak miły, że podrzucił ich swoim radiowozem. Jechali prawie cały czas na sygnale, co siedzącym z tyłu dzieciom sprawiało wielką frajdę i nie zwracali uwagi na szeroką dłoń policjanta błądzącą po Maminym udzie.
         Na plaży leżało ciało Wuja Niechluja z szeroko otwartymi ustami.

Mama Kwiatkowska chciała podejść ostrożnie, ale dzieci nie umiały powstrzymać emocji. Rzuciły się biegiem, żeby wyściskać Wuja i przytulić się do niego - tak bardzo go kochały. Najbardziej spragniony czułości Matjasek skoczył na ogromny wujowy brzuch.
         W tym momencie z ust Wuja wystrzeliła mała rybka, które utknęła mu w tchawicy blokując swobodne oddychanie, przez co Wuj wyglądał jak nieżywy, a był tylko chwilowo sparaliżowany.
         Wuj zaniósł się kaszlem, wypluł resztki tytoniu, jeden żółty ząb i kawałek skorupiaka. Otrzepał się i wstał.
         Dzieci wpadły w dziką radość, ściskały go i przytulały się do niego mocno, były bardzo szczęśliwe widząc go w dobrej kondycji.
-         Tobie kompletnie odbiło Wuju Niechluju! Jak mogłeś mi to zrobić - zdenerwowała się Mama Kwiatkowska - leżysz tu sobie jak gdyby nigdy nic, a ja wszystko załatwiam! Szyję ubrania żałobne, sobie musiałam sprawić nową kieckę, a masz pojęcie jak droga jest gremplina?! Organizuję pogrzeb i wszelkie formalności, wynajęłam twoje mieszkanie Gretchen i Züzie, a ty sobie żyjesz jak gdyby nigdy nic? Bez żadnego słowa “przepraszam”?!
Przez chwilę się uspakajała, ale przypomniała sobie coś, co jeszcze bardziej wytrąciło ją z równowagi.
-         I ciekawe jak teraz wrócimy do domu?! Nie zmieścimy się wszyscy do radiowozu Komendanta Tomisława Majchrzaka! Trudno. Po tych wszystkich stresach należy mi się odrobina przyjemności. Dlatego ja pojadę z nim, a ty Wuju Niechluju, skoro tak lubisz podróżować, wrócisz z dziećmi pociągiem.
To powiedziawszy wzięła Komendanta pod rękę, zdjęła buty i poszli na romantyczny spacer wzdłuż plaży nie oglądając się na dzieci i na Wuja Niechluja. A nad nimi skrzeczały mewy.