piątek, 23 grudnia 2016

Odcinek 32: Jak Wuj Niechluj karpie załatwił

Zostało raptem kilka dni do Świąt, kiedy niespodziewanie zniknął Wuj Niechluj. W zasadzie nie wiadomo było, kiedy dokładnie przepadł, nikt go nie szukał, dopóki nie zaczął być potrzebny. Ktoś musiał zabić wigilijne karpie, które od połowy grudnia pływały w wannie wybałuszając oczy zaskoczone niewielkim metrażem. Przyniósł je Sąsiad Spod Szóstki, Rozwodnik, załatwił od szwagra, który znał kogoś, kto zna kogoś, kto ma znajomą w Centrali Rybnej. Wuj do niewielu rzeczy się nadawał, ale do zabicia karpii akurat tak.
- Gdzie jest, gdzież on jest? - denerwowała się Mama Kwiatkowska patrząc na puste miejsce, w którym zazwyczaj przesiadywał.
- Nie denehwuj się o niego, pewnie jest cały i zdhów - uspokajała ją Gretchen.
- Jestem o tym przekonana. Złego diabli nie biorą! Ale kto zajmie się karpiami?
- Pewnie hychło whóci. Może przedłużyły się czyjeś imieniny, np. Bahbahy było czwahtego decembha - Gretchen szybko opanowała polskie zwyczaje.
- Pewnie gdzieś leży - wściekała się Mama K. Ale ponieważ była kobietą przedsiębiorczą, szybko znalazła rozwiązanie.
- Sąsiedzie Spod Szóstki, Rozwodniku - zwróciła się do Sąsiada Spod Szóstki, Rozwodnika - sąsiad nawarzył mi tych karpi, to niech teraz je sąsiad wypije...tfu... zabije! Co ja mam z nimi zrobić, biedna, słaba, kobietka, zupełnie zdana na łaskę mężczyzn, silnych, a z pana to prawdziwie silny mężczyzna.
- No tak - sąsiad chciał stanąć na wysokości, zadania, ale w ostatniej chwili się przeląkł i uciekł spod drzwi wujowej łazienki
Mama Kwiatkowska podjęła decyzję, że więcej go o nic nie poprosi. Przy okazji doszła do życiowego wniosku, że jak ktoś jest dobry w jednym, to nie znaczy, że zna się też na czymś innym.
  Wybrała się na komisariat policji, gdzie zażądała widzenia z komendantem.
- Tomisławie, czy ty kiedyś kogoś zabiłeś? - zagruchała kajdankami lubieżnie.
- Yyyy... no... tego - zastanawiał się komendant - na pewno prawie tak.
- To mam dla ciebie doskonałą okazję, zabijesz moje karpie wigilijne. No co? Do czego nosisz pistolet?
- Do kabury - odpowiedział rezolutnie i zgodnie z prawdą.

Już prawie się poddał, ale na szczęście ktoś zgłosił morderstwo na tle rabunkowym, chociaż podejrzane, bo nic nie zginęło. Musiał tam się udać w trybie natychmiastowym.
- Do diabła z facetami! Nigdy ich nie ma, gdy są potrzebni! - przeklinała pod nosem Mama Kwiatkowska, jednocześnie obmyślając nowy plan. 
 W głowie przeglądała katalog swoich aktualnych, byłych i potencjalnych narzeczonych, ale wszyscy którzy przyszli jej do głowy byli zajęci pomaganiem żonom w przygotowaniach świątecznych. Na nikim nie mogła polegać. Uzmysłowiła sobie, że jedynym bliskim mężczyzną, który nie jest uwikłany w żadne relacje rodzinne, to jej syn Matjasek. Czas najwyższy, żeby stał się prawdziwym mężczyzną. Najlepiej będzie go przekupić słodyczami.
 - Nie sce słodycy, nie sce zabijać Reksia, Puchatka, Fafika i Dżodżo! - rozbeczał się i osmarkał od razu.
- Tak nazwałeś karpie? Ślicznie - pogłaskała synka po głowie - to skoro tak kochasz zwierzęta, to mam inny pomysł na nagrodę. Za zabicie karpi Wuj Niechluj pójdzie z tobą do Zoo, zobaczysz nowe wombaty.
- Akurat! Słysałem jak mówiłaś, ze gdzieś lezy! Wuj na pewno znowu umarł i nie pójdzie ze mną do zoo! - rozdarł się wniebogłosy.
- Kill'em all! - wydarła się znienacka Züza, która konsekwentnie odmawiała nauki języka polskiego.
- Züza! Ty ... dziwne dziecko. Dlaczego wcześniej nie pomyślałam, oczywiście, ty słuchasz tej satanistycznej muzyki, na pewno zabicie karpi sprawi ci wielką frajdę! Zrobisz to dla cioci, kochanie? - przymilała się do dziewczynki, bojąc się, że ta się rozmyśli.
Züza spojrzała na nią spode łba. Zastanawiała się czym najefektowniej rozwalić ryby. Najlepszy byłby dynamit, granat, albo chociaż siekiera. Niestety, żadnej z tych broni nie miała akurat pod ręką. I wtedy przypomniała sobie stare niemieckie przysłowie, które brzmi: „Bestens ist toten das Keil mit dem Keil” (niem. Najlepiej jest zabić klin klinem) i zdecydowała, że to jest najlepsza opcja. Zabije karpia karpiem.
W tym celu udała się do Sąsiada Spod Szóstki Rozwodnika, żeby pożyczyć karpia do zabicia. Sąsiad się bardzo ucieszył, bo w duchu liczył, że jego karp też polegnie i będzie miał problem z głowy.
Wszyscy w napięciu obserwowali Züzę zbliżającą się do łazienki z karpiem sąsiada trzymanym oburącz. Nie zapaliła światła, żeby dodać dramatyzmu tej chwili. Otworzyła drzwi, weszła, zamachnęła się i z całej siły zdzieliła karpiem.... głowę Wuja, który jak się okazało, cały czas siedział w wannie.

- Ty stary ramolu, czyś ty kompletnie zdurniał? Po jakiego grzyba siedzisz w tej wannie? Szukamy cię od tygodni!
- Bo nie ma fotela - zamruczał Wuj.
- Jak to nie ma... - Mama wybiegła do pokoju, żeby zaraz wrócić - fotel jest przecież, tylko służy za stojak pod choinkę. Tymczasowo! Nie mogłeś usiąść na jakiejś ryczce, tylko włazisz do wanny? I gdzie są moje karpie do cholery?!
Wuj palcem pokazał pod siebie.
- Danke schön!!! - Zuza wybiegła z płaczem.
- Widzisz co narobiłeś? Popsułeś całą zabawę temu biednemu zagranicznemu dziecku. W dodatku na wigilię będziemy jeść płaskie karpie. Jesteś z siebie zadowolony? O nic, dosłownie o nic nie można cię poprosić, wszystko zawsze musisz spierdolić. I po świątecznej atmosferze, pięknie dziękuję. Dzieci, wychodzimy!
Już wychodziła, ale jeszcze się cofnęła, żeby wycedzić przez zęby bratu, który utknął w wannie:
- Wesołych Świąt!
- Wujowych - mruknął pod nosem Wuj. Nie wiadomo co miał na myśli i czy dokładnie to słowo właśnie powiedział.