piątek, 29 maja 2015

Odcinek 7: Jak Wuj Niechluj w łóżku leżał

Wujowi Niechlujowi pogorszyło się znienacka i w środku dnia położył się do łóżka. Bolało go wszystko co było do bolenia, począwszy od dużych owłosionych palców u stóp z brudnymi zakrzywionymi paznokciami, poprzez strzelające i skrzypiące stawy, sflaczałe mięśnie, kości, aż po czubek głowy z resztkami tłustych włosów i z łupieżem. Dostał wysokiej gorączki, nie chciało mu się ani jeść, ani pić (w tym piwa i wódki), ani nawet palić. Leżał, sapał, pocił się i śmierdział.

Rozległo się nieśmiałe pukanie. To przyszedł Uduchowiony Poeta pożyczyć pół szklanki cukru. Ponieważ Wuj leżał bez ruchu, gość sam dokładnie przeszukał szafki kuchenne. Niestety, znalazł tylko sól i to w jednej zbitej bryle. Nie można było jej nasypać do szklanki. To go ostatecznie załamało, usiadł przy stole i gorzko zapłakał.
-         Wuju Niechluju, ja nie wiem co robić! - łkał - układam piękne wiersze, ale nikogo to nie obchodzi, niektórzy nawet czytają, ale nikt nie chce mi za nie płacić. A z czego ja mam żyć, jak niczego innego nie potrafię robić? No z czego?! Nie będę przecież rachmistrzem ani admirałem!
To powiedziawszy skupił się na płakaniu.
         Do domu Wuja wbiegli nieoczekiwani goście - Mama Kwiatkowska z trójką swoich dzieci - Matjaskiem, Czarną Anulą i Dżesiką.
-         Co to za libacje w biały dzień Wuju Niechluju?! - zdenerwowała się- nakazuję ci natychmiast wytrzeźwieć, wstać i zająć się dziećmi. Ja muszę lecieć na dworzec kupić bilet dokądś.
I tyle ją widzieli.
Kiedy tylko drzwi za nią trzasnęły Matjasek zaczął wesoło skakać po brzuchu Wuja, a Czarna Anula wdrapała się na parapet, żeby otworzyć okno. Dżesika postanowiła zrobić ognisko, w tym celu zabrała się za przeszukiwanie szuflad ze szpargałami.
Tymczasem do mieszkania Wuja wpadła skąpo ubrana Kobieta Lekkich Obyczajów.
-         Zrobię stripris. Zapłacone z góry - stwierdziła znudzona.

         Nikt nie był zainteresowany jej wdziękami - dzieci były zajęte zabawą, Wuj leżał obłożnie chory a Uduchowiony Poeta pogrążył się w czarnej rozpaczy. Kobieta Lekkich Obyczajów niezrażona puściła romantyczną muzykę i zaczęła rozpinać haftki swojej koronkowej bluzki. Szło jej nieźle, w końcu sporo trenowała, ale w kulminacyjnym momencie zaplątała się w rękawach i utknęła w wylocie bluzki. Mogły być dwie takiego stanu rzeczy przyczyny - albo ubranie wstąpiło się w praniu, albo Kobieta Lekkich Obyczajów przytyła w szyi.
-         Pomocy! - krzyczała, ale nikt nie zwracał na nią uwagi.
Matjasek zmęczony skakaniem zasnął z głową w nogach Wuja Niechluja,  Dżesika zdołała zgromadzić niezły stosik do spalenia (w tym trochę banknotów, które znalazła w jakiejś starej książce), a Anula, która nie mogła dosięgnąć klamki okna, postawiła na parapecie taboret i wdrapała się na niego. Efekt był lepszy niż się spodziewała - mogła sięgnąć karnisza.

         Kobieta Lekkich Obyczajów krzyczała i biegała po pokoju w samym staniku z fiżbinami, zaplątana w koronkową bluzkę, co chwilę uderzając się to o szafę, to o meblościankę, to o kanciasty stół, przy którym resztkami sił łkał wciąż Uduchowiony Poeta.
Anula chwyciła karnisza i niechcący kopnęła taboret, przez co zawisła na rękach i zaczęła krzyczeć przerażona. Dżesice udało się wyciągnąć zapałki z kieszeni spodni śpiącego Wuja Niechluja i podpaliła stos. Na to wszystko weszła Mama Kwiatkowska z Jowialnym Konduktorem.
-   Do diabła z tobą Wuju Niechluju! Czy ty widzisz co tu się dzieje? Mówiłam ci, że masz wstać z łóżka i zakończyć imprezę, a ty tu burdel urządzasz, gołe baby zapraszasz? Wyszłam tylko na dworzec kupić bilety dokądś, a ty nie możesz zająć się dziećmi jak należy. 
- A pani skąd się wzięła? - zwróciła się do Kobiety Lekkich Obyczajów - przecież Wuj Niechluj w życiu pani nie zapłaci. Fajny stanik, z Loomi Loopi Looz?
-   Nie, z koronki - odpowiedziała zapytana, która wreszcie zdołała się wyplątać z bluzki. Zostałam zapłacona z góry, proszę pani - dodała z dumą - tu mam kartkę z adresem - wręczyła ją Mamie Kwiatkowskiej
-      Złociutka! Trafiła pani pod zły adres! Została pani zamówiona dla Sąsiada spod Szóstki, Rozwodnika!
-         A to przepraszam - rzekła Kobieta Lekkich Obyczajów na odchodne.
-   A ty jak zwykle masz szczęście Wuju Niechluju! Nie zapłaciłeś, a na cycki popatrzyłeś. A miałeś się dziećmi zajmować! Ostatni raz je przyprowadziłam do ciebie, chodźcie z mamusią skarby- zaświergotała, po czym wzięła dzieci, Jowialnego Konduktora i wyszli dokądś.

piątek, 22 maja 2015

Odcinek 6: Jak Wuj Niechluj do kościoła poszedł

Wujowi Niechlujowi skończyły się pieniądze. I co robić? Za co wódkę kupić? - drapał się po głowie Wuj Niechluj siedząc w swoim ulubionym, lepiącym się od różnych substancji, fotelu.  Przecież nie pójdzie do pracy.
Z braku lepszego pomysłu poszedł przed siebie. Po drodze minął Kataryniarza, ale w tym momencie to nie zmieniło jego sytuacji. Może odrobinę poprawiło nastrój z powodu pięknej melodii katarynki, bo przystanął, rozmarzył się i chciał sięgnąć po papierosa, ale wtedy sobie przypomniał, że ostatniego wypalił rano w kiblu. Muzyka łagodzi obyczaje, ale na krótko. Później człowieka i tak dopadają problemy dnia codziennego. Machnął więc ręką i poszedł dalej smutny.  Brakowało mu dymu w płucach i alkoholu we krwi.
         Po drodze mijał plac zabaw, a na nim uroczo bawiły się jego siostrzeńcy: Czarna Anula, Matjasek i Dżesika. Dżesika i Anula zbudowały piękny zamek z piasku, bardzo się starały- były okna z patyczków i rzeźbione wrota. Wykopały rów dookoła, a Matjasek nasiusiał do niego, żeby była fosa.

Dzieci były bardzo dumne z efektów wspólnej pracy, niestety, ich radość nie trwała długo. W pewnym momencie Matjasek zaplątał się w swoje sznurowadła i legł jak długi, prosto w fosę, burząc przy tym cały zamek.
         Ty świnio! - zdenerwowała się Dżesika.
    Teraz jesteś brudny i śmierdzący, za karę. Dobrze ci tak! - Anula wymierzyła bratu sprawiedliwość pięścią w nos.
Matjaskowi popłynęła krew z nosa. Wyglądał, jakby miał się zaraz się rozpłakać.
         Cześć dzieciaki! - przywitał się Wuj zza płotu.
         Hura! Wuj Niechluj, Wuj Niechluj! Co masz dla nas ? - ucieszyły się dzieci.
         Nic - odpowiedział Wuj zgodnie z prawdą.
         To może chociaż buziaka? - zaproponowała wylewnie Dżesika i w dwóch susach doskoczyła do Wuja, przytuliła się do niego i cmoknęła go głośno w policzek. Widać było, że jej młodsze rodzeństwo uznało to za świetny pomysł i postanowili zrobić to samo.
Żeby uniknąć całuśnej katastrofy Wuj Niechluj zaproponował spacer, bo nic innego do zaoferowania nie miał. Dzieci bardzo się ucieszyły, bo to był ich ulubiony i jedyny Wuj. Nawet chciał zapytać „a co robi wasza matka?”, ale szybko doszedł do wniosku, że woli nie wiedzieć.
         Minęli dyskont, kilka blaszaków i budę z hot dogami, aż dotarli pod kościół. Kościół był w fazie remontu - na placu walały się materiały budowlane. I wtedy w głowie Wuja zaświtała pewna myśl, a nawet stało się coś jeszcze - Wuj połączył fakty. Przypomniało mu się, że Bronek ma małą działkę na obrzeżach miasta, a na niej rozpadającą się szopę. Wuj postanowił załatwić mu trochę cegieł i tanio sprzedać, a wtedy wszyscy będą zadowoleni- Bronek wyremontuje szopę, Wuj zarobi na flaszkę, a proboszcz nawet nie zauważy straty.
         Pomysł wydał mu się doskonały w swojej prostocie, dlatego od razu przeszedł do jego realizacji. Dzieciom kazał lecieć do dyskontu po siatki foliowe, a sam zdjął swój podkoszulek, żeby mieć w co pakować cegły.
         Kiedy mieli już dość sporo nazbierane, nieoczekiwanie na horyzoncie pojawił się proboszcz.

        Hultaje, złodzieje! - proboszcz podkasał sutannę i puścił się za nimi biegiem.
Wuj Niechluj wiele się nie namyślając wyrzucił co miał w ręku, kazał dzieciom biec ile sił w nogach do domu, a sam wbiegł do kościoła i ukrył się za ołtarzem.
         Długo leżał wstrzymując oddech, dookoła była cisza i nikt go nie gonił, ale i tak wolał poczekać. Nigdy nie wiadomo, gdzie czai się proboszcz. Bardzo mu się chciało pić, zastanawiał się jak się przeczołgać do wejścia, gdzie powinna być woda święcona, być może udałoby mu się chociaż zwilżyć usta.
         Tak leżąc zasnął. A śpiąc zaczął wydawać z siebie szereg wujowych dźwięków - najpierw posapywał cichutko, potem pogwizdywał, a kiedy zapadł w sen właściwy, głośne chrapanie rozległo się w całym kościele. Tak głośne, że wikary w konfesjonale był zmuszony przerwać bardzo osobistą spowiedź z pewną parafianką, żeby sprawdzić co to za zwierz za ołtarzem wydaje takie dźwięki.

         Oboje - wikary i parafianka podeszli ostrożnie za ołtarz. Wuj spał smacznie, śniło mu się właśnie, że otwiera butelkę piwa, więc uśmiechał się przez sen.
         Co ty tu robisz Wuju Niechluju?! - oburzyła się Mama Kwiatkowska, bo to ona była tą parafianką od intymnej spowiedzi - jak to możliwe, że jesteśmy rodziną?! Taka ładna pogoda, słońce świeci, inni wujowie bawią się ze swoimi siostrzeńcami na podwórku, grają w kapsle, w berka, albo w klasy, a ty co? Śpisz w najlepsze i to w kościele! W Domu Bożym! Jak ci nie wstyd?!
Wybiegła z kościoła, a Wikary obciągnął sutannę i dopiął kilka środkowych guziczków. Chrząknął zmieszany, bo niewiele można było dodać w tej sytuacji i udał się do zakrystii, żeby przygotować się do nabożeństwa majowego.
        


piątek, 15 maja 2015

Odcinek 5: Jak Wuj Niechluj w Sądzie zeznawał

Wuj Niechluj siedział na ławce na korytarzu sądowym, obok postawił foliową siatkę, w której spoczywały truchła złotych gołębi. Matjasek tak mocno zawodził, że Mama Kwiatkowska zaprowadziła go do toalety, gdzie mógł w sedesie puszczać łódki naprędce zrobione z papieru toaletowego. 


Dzieci szybko się wciągnęły w nową zabawę, Anula sterowała łódkami za pomocą szczotki do ubikacji. Ledwie Mama Kwiatkowska zdążyła wrócić przed Salę Rozpraw i usiąść na ławce, kiedy drzwi się otworzyły, wyszedł z nich Chudy Protokolant z Długim Nosem i krzyknął:
        Wuj Niechluj!
Wezwany poczłapał do środka. Tam dowiedział się, że jest tutaj w charakterze  świadka w sprawie o alimenty na nieletniego Matjasa Kwiatkowskiego. Oskarżonym był Wiesław Szwarc, Sklepikarz o Niemieckich Korzeniach.

         Wuju Niechluju, czy Wuj widział wcześniej tego człowieka? - zapytała Sędzina w Trwałej Ondulacji.
Wuj przyjrzał się Sklepikarzowi o Niemieckich Korzeniach, ale nikogo mu nie przypominał.
         Ee - pokręcił głową zaprzeczając.
         Mama Kwiatkowska twierdzi, że ten człowiek jest ojcem jej syna, nieletniego Matjasa Kwiatkowskiego. Podała Wuja nazwisko jako świadka ich rzekomego związku. Pozwany zaprzecza, jakoby dochodziło do spółkowania pomiędzy nim a pozywającą. Jednocześnie religia Pana Wiesława Szwarca, Sklepikarza o Niemieckich Korzeniach, nie pozwala mu na poddanie się badaniu DNA, a my musimy to uszanować.  Ponieważ nie mamy innych dowodów, Pańskie zeznania Wuju Niechluju, mogą być obciążające. Proszę się jeszcze raz przyjrzeć pozwanemu.
Wuj Niechluj podszedł bardzo blisko i spojrzał Sklepikarzowi o Niemieckich Korzeniach w twarz. Obaj wiedzieli co to oznacza - policzą się później. Dokładnie pamiętał Wiesława Szwarca, bo kilka lat temu, kiedy zanosiło się na to, że zostaną szwagrami, niejedną flaszkę razem zrobili. Ale Sklepikarz o Niemieckich Korzeniach zerwał zaręczyny zaraz po tym, jak nakrył swoją narzeczoną na niewinnych pieszczotach z Obwoźnym Sprzedawcą Waty Cukrowej. Ale czy to powód, żeby człowiekowi robić problemy?
         Pierwsze widzę chłopa - potwierdził Wuj Niechluj swoje wcześniejsze zeznania.
Wrócił na ławkę przed salą rozpraw. Chudy Protokolant z Długim Nosem znów wyszedł przed drzwi i zawołał:
         Mama Kwiatkowska!
Wezwana obciągnęła spódnicę, poprawiła włosy i zanim weszła do środka, zmierzyła wzrokiem Chudego Protokolanta z Długim Nosem i zamruczała jak kotka.
         Tymczasem do Wuja przybiegły dzieci.
         Wuju Niechluju, nudzi się nam! - zajęczała Czarna Anula.
         Puscamy statki, ale jus nam się nie chce - zaseplenił Matjasek.
         Czemu? - zainteresował się Wuj Niechluj.
         Bo one nie mają pasazerów! To puste głupie statki - złościł się Matjasek.
Wuj Niechluj wiele się nie namyślając, włożył ręce do foliowej siatki i ukręcił ptakom głowy.
         Król i królowa - powiedział wręczając pozłacane główki dzieciom, które bardzo się ucieszyły i zaczęły się ścigać do toalety, żeby jak najszybciej wypróbować jak pływają statki z nowymi pasażerami.
Przez chwilę zrobiło się cicho i błogo, Wuj Niechluj miał nadzieję na nadrobienie zaległości w spaniu.
         Jednak po kilku minutach Anula przybiegła szlochając:
         Wuju Niechluju, Wuju Niechluju! Matjaskowi zachciało się kupę, zapomniał o naszych statkach i je zatopił, razem z królem i królową!
Na to przybiegł zaryczany Matjasek w opuszczonych spodenkach;
         Papier się skońcył psez te głupie statki  i nie mam cym wytseć pupy!!
W tym momencie z sali rozpraw wyszła wściekła Mama Kwiatkowska.
         Nie można na ciebie liczyć Wuju Niechluju  w żadnej sprawie! Miałeś potwierdzić, że Wiesław Szwarc, Sklepikarz o Niemieckich Korzeniach jest ojcem Matjaska! I znów to samo - zostawiam dzieci na 5 minut, wracam, a one zaryczane i śmierdzące!! Już nigdy o nic cię nie poproszę, Wuju Niechluju!

To powiedziawszy, wściekła chwyciła dzieci za rękę i wybiegła z gmachu Sądu, zatrzymała się tylko na chwilę, żeby obdarować Jurnego Portiera powłóczystym spojrzeniem.


piątek, 8 maja 2015

Odcinek 4: Jak Wuj Niechluj do Sądu się udał

Dochodziła dziesiąta rano, Wuj Niechluj spał na tapczanie zagrzebany w mocno poszarzałej, od kilku lat niezmienianej pościeli. Nieszczelne okna były szczelnie zamknięte, w powietrzu unosił się zapach kiszonej kapusty i spoconych skarpet. Nie było w tym niczego dziwnego - Wuj Niechluj lubił kiszoną kapustę. I pocić też się lubił.
Mama Kwiatkowska wpadła do niego bez pukania, a za nimi niemrawo wsunęły się dzieci: Czarna Anula i Matjasek. Dżesika podobno była w szkole.
       Ty jeszcze w łóżku, Wuju Niechluju?! - złościła się Mama Kwiatkowska Do czego to podobne? Wstawaj natychmiast!
  Chrum - zachrapał i parsknął Wuj Niechluj pod sumiastym wąsem, próbował naciągnąć kołdrę na głowę i przerzucić swoje grube cielsko na drugi bok. Nie udało się.
Mama Kwiatkowska ściągnęła z niego nakrycie, a dzieci zaśmiały się, bo Wuj Niechluj zabawnie wyglądał w samych skarpetach i galotach.

         Chcąc nie chcąc, Wuj Niechluj zwlókł się z tapczanu, przylizał sterczące kosmyki tłustych włosów, przygładził wąsy, założył spodnie i nieśmiertelny podkoszulek i już był gotów. Ale nie wiedział na co.
        Odebrałeś przecież wezwanie do Sądu, Urzędnik Pocztowy ma twój podpis. Zostałeś wezwany na dziś. 
Wuj Niechluj machnął ręką. Bo czy to pierwszy raz?
         Chwilę później cała czwórka siedziała w starym autobusie miejskim. Wszystko się w nim trzęsło, a najbardziej brzuch Wuja Niechluja, który drzemał w najlepsze. Dzieci zmieściły się na jednym siedzeniu, obok Ponurego Grafficiarza w Kapturze.
         Mama Kwiatkowska zupełnie przypadkiem znalazła się obok Kierowcy Autobusu Ze Złotym Zębem.
         Dzieci siedziały spokojnie. To zawsze powinno budzić czujność dorosłych, ale czujność wujowa smacznie spała wraz z nim.  
Ponury Grafficiarz w Kapturze wysiadł na czwartym przystanku od końca.
Sąd znajdował się jeszcze dalej.
  Wysiądź tu z dziećmi Wuju Niechluju- zarządziła Mama Kwiatkowska - i idźcie już pod budynek Sądu. Ja tylko skoczę na chwilę po coś na pętlę autobusową, a potem mnie tu podrzuci z powrotem Kierowca Autobusu ze Złotym Zębem. 
Wuj Niechluj wysiadł i podreptał w stronę budynku Sądu. Drogę znał na pamięć. Matjasek uczepił się jego nogawki, a Anula chwyciła go mocno za rękę.         
Pod budynkiem Sądu Wuj rozłożył się wygodnie na ławce i uciął sobie kolejną drzemkę. Aby być całkiem wyspanym powinien spać przynajmniej do pierwszej, a było ledwie po jedenastej.
Anula i Matjasek zaczęli gonić gołębie po całym placu, uciekały tylko na chwilę i zaraz wracały. Matjasek postanowił zrobić użytek ze sprayu, który udało mu się ukraść Ponuremu Grafficiarzowi w Kapturze. Przemalował kilka gołębi na złoto. Nie było to łatwe, bo nie wiedzieć czemu, ptaki wyrywały się. A przecież złoty to piękny kolor, o wiele ładniejszy niż szary. Matjasek był wytrwały, chwytał każdego i tak długo trzymał, aż pofarbował dokładnie. Lubił kolorować, był bardzo staranny, nie wyjeżdżał za linie. Dwa gołębie trzymał za długo i za mocno. Rozbeczał się, jak zobaczył co się stało, bo przecież chciał je tylko pomalować. Na to obudził się Wuj Niechluj. Bardzo lubił chłopaka, nie chciał, żeby było mu przykro. Długo się nie zastanawiając, schował gołębie do siatki reklamówki, którą od zawsze miał w kieszeni tak na wszelki wypadek.
Pod budynek Sądu przyjechał stary autobus, a z niego wyskoczyła Mama Kwiatkowska. Zobaczyła swojego synka, który zanosił się od płaczu i Anulę, która goniła złote gołębie po całym placu.

         Co tu się dzieje?! - krzyczała stukając po bruku szpilkami, a zamek jej spódnicy pozostał niedopięty.
         Gołąbki!! - darł się Matjasek chlipiąc i wycierając rękawem smarki.
         Dobrze, zrobię dziś na obiad gołąbki! - zgodziła się Mama Kwiatkowska, żeby uspokoić chłopaka. Słysząc to Matjasek wydarł się jeszcze bardziej.
         A ciebie nie można nawet na chwilę zostawić z dziećmi Wuju Niechluju! Dlaczego się nimi nie zajmiesz przez chwilę, kiedy ja załatwiam ważne sprawy?!
To mówiąc odwróciła się w kierunku ulicy, gdzie za kierownicą z wystawionym łokciem szczerzył się w uśmiechu Kierowca Autobusu ze Złotym Zębem.

        



piątek, 1 maja 2015

Odcinek 3: Jak Wuj Niechluj Encyklopedię kupował


Wuj Niechluj siedział przy stole z gazetą. Zabijał muchy i inne drobne stworzenia, których nie potrafił nazwać. Na mrówki były za duże, a na świerszcze za małe. Wuj nie zaprzątał sobie głowy nazewnictwem, robakami też by sobie głowy nie zaprzątał, nie miał nic przeciwko nim, ale nie miał też co robić. Ktoś mógłby się zdziwić skąd wzięła się gazeta w jego domu, ale to akurat było oczywiste. Owinięte w nią były śledzie, które kupił na bazarku.
Ktoś zapukał do drzwi. Czyżby Bronek, który wisiał mu flaszkę? Wuj Niechluj zdołał podrapać się w owłosiony brzuch i pełen nadziei na miłe popołudnie otworzył drzwi. Do mieszkania wbiegły radośnie dzieci, szturchając się i kopiąc przy okazji. Za nimi wtargnęła na swoich gigantycznych szpilkach i w chmurze kwiatowego zapachu Mama Kwiatkowska.
Wuju Niechluju, czy mogłabym zostawić u ciebie dzieci na godzinkę? Muszę iść na pocztę, a tam zawsze kolejki o tej porze, dzieci nudzą się w kolejkach.
Hm - mruknął Wuj Niechluj. Podrapał się po głowie i myślał, że coś jeszcze doda, ale po Mamie Kwiatkowskiej został tylko stukot jej obcasów na starych kamienicznych schodach.

Dzieci swoim zwyczajem rozbiegły się po mieszkaniu Wuja. Dżesika wpełzła pod stół w poszukiwaniu zapomnianych smakołyków. Anula w łazience znalazła jakąś starą tubkę, która nie wiadomo co zawierała, bo napisy zupełnie się starły. Równie dobrze to mogła być pasta do zębów jak i krem do golenia. Jednak równie trudno było sobie wyobrazić Wuja Niechluja, który myje resztki swoich żółtych zębów jak i golącego swój tępy zarost.

Anula z trudem wycisnęła szarą maź i namalowała sobie wąsy. Matjasek zdecydował, że on też chce, zaczął wspinać się na palce żeby dosięgnąć mazi, ale Anula trzymała rękę wysoko. Chłopiec denerwował się i krzyczał głośno, a jego siostra miała dziką satysfakcję, że znów udało się jej doprowadzić go do spazmów.
Wuj Niechluj dalej zabijał robactwo gazetą.

W tym momencie ktoś zapukał do drzwi. Może to wreszcie Bronek z flaszką, pomyślał Wuj. Ale na progu stał zupełnie obcy mężczyzna w brązowym znoszonym garniturze i ulizanych resztkach włosów.

Nie chce Pan kupić encyklopedii? – zapytał demonstrując wielki tom.
Eee - powiedział Wuj i zamknął człowiekowi drzwi przed nosem.
Wrócił do swojego zajęcia przy stole. Dżesika wylizywała resztki cukru z cukierniczki, Anula smarowała się mazią, a Matjasek darł się wniebogłosy biegając po całym mieszkaniu.

Nagle na środku pokoju pojawiła się mysz. Dżesika zapiszczała z radości - uwielbiała zwierzątka. Wuj Niechluj zamachnął się i zdzielił mysz z całej siły gazetą - bez skutku, uciekła śmiejąc mu się prosto w twarz.

Po chwili znów rozległo się pukanie -  tym razem to już na pewno Bronek. Wuj Niechluj otworzył drzwi, na progu wciąż stał mężczyzna z encyklopedią pod pachą.
Spierdalaj pan! - chciał krzyknąć Wuj, ale nagle zbłąkana myśl pojawiła się w jego pustej głowie. Jednym ruchem wyciągnął spod pachy mężczyzny tom encyklopedii i zamknął mu drzwi przed nosem.
Uśmiech znikł z twarzy mężczyzny, a na jego twarzy pojawił się grymas złości, kiedy z furią zaczął dobijać się do drzwi Wuja Niechluja.
Zapłać mi za encyklopedię złodzieju! Bo wezwę policję! - krzyczał kopiąc drzwi.

Wuj otworzył i w ramach zapłaty wręczył mu kilka orzechów włoskich, które znalazła Dżesika za regałem. Spojrzał na sprzedawcę encyklopedii tak groźnie, że temu odechciało się kopać i wygrażać, odszedł potulnie.
Wuj Niechluj zabił mysz encyklopedią, a następnie wręczył tom Matjaskowi, bo bardzo lubił chłopaka. Ten natychmiast przestał się wydzierać, pobiegł do łazienki i wszedł na książkę - teraz mógł bez problemu sięgnąć pasty. Zaskoczył tym Anulę, która straciła równowagę i wpadła do wanny, rozbijając sobie głowę. Matjasek miał tubkę tylko dla siebie.
Na to wszystko weszła Mama Kwiatkowska z Urzędnikiem Pocztowym i podniosła lament.
Dlaczego nie pilnujesz dzieci Wuju Niechluju?! Już więcej ich do ciebie nie przyprowadzę!
Wuju Niechluju - odezwał się Urzędnik Pocztowy w dobrze skrojonym mundurku - oto list polecony, podpisz tu się. Nie odbierasz awizo od zeszłego roku.
To mówiąc uszczypnął Mamę Kwiatkowską w pupę, a ta zachichotała.
Wuj Niechluj podpisał tak jak umiał, wziął list i kopnął Urzędnika Pocztowego w tyłek, chwycił za kołnierz i wyrzucił za drzwi. Urzędnik uciekał gdzie pieprz rośnie.
Mama Kwiatkowska wpadła w histerię i ciągnąc za sobą dzieci próbowała na szpilkach dogonić Urzędnika Pocztowego. Bez skutku.