Dochodziła
dziesiąta rano, Wuj Niechluj spał na tapczanie zagrzebany w mocno poszarzałej,
od kilku lat niezmienianej pościeli. Nieszczelne okna były szczelnie zamknięte,
w powietrzu unosił się zapach kiszonej kapusty i spoconych skarpet. Nie było w
tym niczego dziwnego - Wuj Niechluj lubił kiszoną kapustę. I pocić też się lubił.
Mama
Kwiatkowska wpadła do niego bez pukania, a za nimi niemrawo wsunęły się dzieci:
Czarna Anula i Matjasek. Dżesika podobno była w szkole.
— Ty jeszcze w łóżku, Wuju Niechluju?! - złościła się Mama
Kwiatkowska — Do czego to podobne? Wstawaj natychmiast!
— Chrum - zachrapał i parsknął Wuj Niechluj pod sumiastym
wąsem, próbował naciągnąć kołdrę na głowę i przerzucić swoje grube cielsko na
drugi bok. Nie udało się.
Mama
Kwiatkowska ściągnęła z niego nakrycie, a dzieci zaśmiały się, bo Wuj Niechluj
zabawnie wyglądał w samych skarpetach i galotach.
Chcąc nie chcąc, Wuj Niechluj zwlókł się
z tapczanu, przylizał sterczące kosmyki tłustych włosów, przygładził wąsy,
założył spodnie i nieśmiertelny podkoszulek i już był gotów. Ale nie wiedział
na co.
— Odebrałeś przecież wezwanie do Sądu, Urzędnik Pocztowy ma
twój podpis. Zostałeś wezwany na dziś.
Wuj
Niechluj machnął ręką. Bo czy to pierwszy raz?
Chwilę później cała czwórka siedziała w
starym autobusie miejskim. Wszystko się w nim trzęsło, a najbardziej brzuch
Wuja Niechluja, który drzemał w najlepsze. Dzieci zmieściły się na jednym
siedzeniu, obok Ponurego Grafficiarza w Kapturze.
Mama Kwiatkowska zupełnie przypadkiem
znalazła się obok Kierowcy Autobusu Ze Złotym Zębem.
Dzieci siedziały spokojnie. To zawsze
powinno budzić czujność dorosłych, ale czujność wujowa smacznie spała wraz z
nim.
Ponury
Grafficiarz w Kapturze wysiadł na czwartym przystanku od końca.
Sąd
znajdował się jeszcze dalej.
— Wysiądź tu z dziećmi Wuju Niechluju- zarządziła Mama
Kwiatkowska - i idźcie już pod budynek Sądu. Ja tylko skoczę na
chwilę po coś na pętlę autobusową, a potem mnie tu podrzuci z powrotem Kierowca
Autobusu ze Złotym Zębem.
Wuj
Niechluj wysiadł i podreptał w stronę budynku Sądu. Drogę znał na pamięć.
Matjasek uczepił się jego nogawki, a Anula chwyciła go mocno za rękę.
Pod
budynkiem Sądu Wuj rozłożył się wygodnie na ławce i uciął sobie kolejną
drzemkę. Aby być całkiem wyspanym powinien spać przynajmniej do pierwszej, a
było ledwie po jedenastej.
Anula
i Matjasek zaczęli gonić gołębie po całym placu, uciekały tylko na chwilę i
zaraz wracały. Matjasek postanowił zrobić użytek ze sprayu, który udało mu się
ukraść Ponuremu Grafficiarzowi w Kapturze. Przemalował kilka gołębi na złoto.
Nie było to łatwe, bo nie wiedzieć czemu, ptaki wyrywały się. A przecież złoty
to piękny kolor, o wiele ładniejszy niż szary. Matjasek był wytrwały, chwytał każdego i tak długo trzymał, aż
pofarbował dokładnie. Lubił kolorować, był bardzo staranny, nie wyjeżdżał za
linie. Dwa gołębie trzymał za długo i za mocno. Rozbeczał się, jak zobaczył co
się stało, bo przecież chciał je tylko pomalować. Na to obudził się Wuj
Niechluj. Bardzo lubił chłopaka, nie chciał, żeby było mu przykro. Długo się
nie zastanawiając, schował gołębie do siatki reklamówki, którą od zawsze miał w
kieszeni tak na wszelki wypadek.
Pod
budynek Sądu przyjechał stary autobus, a z niego wyskoczyła Mama Kwiatkowska.
Zobaczyła swojego synka, który zanosił się od płaczu i Anulę, która goniła
złote gołębie po całym placu.
— Co tu się dzieje?! - krzyczała stukając po bruku szpilkami, a
zamek jej spódnicy pozostał niedopięty.
—
Gołąbki!! - darł się Matjasek chlipiąc i wycierając rękawem
smarki.
—
Dobrze, zrobię dziś na obiad gołąbki! - zgodziła się Mama
Kwiatkowska, żeby uspokoić chłopaka. Słysząc to Matjasek wydarł się jeszcze
bardziej.
—
A ciebie nie można nawet na chwilę zostawić z dziećmi Wuju
Niechluju! Dlaczego się nimi nie zajmiesz przez chwilę, kiedy ja załatwiam
ważne sprawy?!
To mówiąc
odwróciła się w kierunku ulicy, gdzie za kierownicą z wystawionym łokciem
szczerzył się w uśmiechu Kierowca Autobusu ze Złotym Zębem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz