Wujowi
Niechlujowi skończyły się pieniądze. I co robić? Za co wódkę kupić? - drapał się
po głowie Wuj Niechluj siedząc w swoim ulubionym, lepiącym się od różnych
substancji, fotelu. Przecież nie pójdzie
do pracy.
Z
braku lepszego pomysłu poszedł przed siebie. Po drodze minął Kataryniarza, ale
w tym momencie to nie zmieniło jego sytuacji. Może odrobinę poprawiło nastrój z
powodu pięknej melodii katarynki, bo przystanął, rozmarzył się i chciał sięgnąć
po papierosa, ale wtedy sobie przypomniał, że ostatniego wypalił rano w kiblu.
Muzyka łagodzi obyczaje, ale na krótko. Później człowieka i tak dopadają
problemy dnia codziennego. Machnął więc ręką i poszedł dalej smutny. Brakowało mu dymu w płucach i alkoholu we
krwi.
Po drodze mijał plac zabaw, a na nim
uroczo bawiły się jego siostrzeńcy: Czarna Anula, Matjasek i Dżesika. Dżesika i
Anula zbudowały piękny zamek z piasku, bardzo się starały- były okna z
patyczków i rzeźbione wrota. Wykopały rów dookoła, a Matjasek nasiusiał do
niego, żeby była fosa.
Dzieci
były bardzo dumne z efektów wspólnej pracy, niestety, ich radość nie trwała
długo. W pewnym momencie Matjasek zaplątał się w swoje sznurowadła i legł jak
długi, prosto w fosę, burząc przy tym cały zamek.
—
Ty świnio! - zdenerwowała się Dżesika.
— Teraz jesteś brudny i śmierdzący, za karę. Dobrze ci tak! -
Anula wymierzyła bratu sprawiedliwość pięścią w nos.
Matjaskowi
popłynęła krew z nosa. Wyglądał, jakby miał się zaraz się rozpłakać.
—
Cześć dzieciaki! - przywitał się Wuj zza płotu.
—
Hura! Wuj Niechluj, Wuj Niechluj! Co masz dla nas ? -
ucieszyły się dzieci.
—
Nic - odpowiedział Wuj zgodnie z prawdą.
—
To może chociaż buziaka? - zaproponowała wylewnie Dżesika i w
dwóch susach doskoczyła do Wuja, przytuliła się do niego i cmoknęła go głośno w
policzek. Widać było, że jej młodsze rodzeństwo uznało to za świetny pomysł i
postanowili zrobić to samo.
Żeby
uniknąć całuśnej katastrofy Wuj Niechluj zaproponował spacer, bo nic innego do
zaoferowania nie miał. Dzieci bardzo się ucieszyły, bo to był ich ulubiony i
jedyny Wuj. Nawet chciał zapytać „a co robi wasza matka?”, ale szybko doszedł
do wniosku, że woli nie wiedzieć.
Minęli dyskont, kilka blaszaków i budę
z hot dogami, aż dotarli pod kościół. Kościół był w fazie remontu - na placu
walały się materiały budowlane. I wtedy w głowie Wuja zaświtała pewna myśl, a
nawet stało się coś jeszcze - Wuj połączył fakty. Przypomniało mu się, że Bronek
ma małą działkę na obrzeżach miasta, a na niej rozpadającą się szopę. Wuj
postanowił załatwić mu trochę cegieł i tanio sprzedać, a wtedy wszyscy będą
zadowoleni- Bronek wyremontuje szopę, Wuj zarobi na flaszkę, a proboszcz nawet
nie zauważy straty.
Pomysł wydał mu się doskonały w swojej
prostocie, dlatego od razu przeszedł do jego realizacji. Dzieciom kazał lecieć
do dyskontu po siatki foliowe, a sam zdjął swój podkoszulek, żeby mieć w co
pakować cegły.
Kiedy mieli już dość sporo nazbierane,
nieoczekiwanie na horyzoncie pojawił się proboszcz.
—
Hultaje, złodzieje! - proboszcz podkasał sutannę i puścił się
za nimi biegiem.
Wuj
Niechluj wiele się nie namyślając wyrzucił co miał w ręku, kazał dzieciom biec
ile sił w nogach do domu, a sam wbiegł do kościoła i ukrył się za ołtarzem.
Długo leżał wstrzymując oddech, dookoła
była cisza i nikt go nie gonił, ale i tak wolał poczekać. Nigdy nie wiadomo,
gdzie czai się proboszcz. Bardzo mu się chciało pić, zastanawiał się jak się
przeczołgać do wejścia, gdzie powinna być woda święcona, być może udałoby mu
się chociaż zwilżyć usta.
Tak leżąc zasnął. A śpiąc zaczął
wydawać z siebie szereg wujowych dźwięków - najpierw posapywał cichutko, potem
pogwizdywał, a kiedy zapadł w sen właściwy, głośne chrapanie rozległo się w
całym kościele. Tak głośne, że wikary w konfesjonale był zmuszony przerwać
bardzo osobistą spowiedź z pewną parafianką, żeby sprawdzić co to za zwierz za
ołtarzem wydaje takie dźwięki.
Oboje - wikary i parafianka podeszli
ostrożnie za ołtarz. Wuj spał smacznie, śniło mu się właśnie, że otwiera
butelkę piwa, więc uśmiechał się przez sen.
—
Co ty tu robisz Wuju Niechluju?! - oburzyła się Mama
Kwiatkowska, bo to ona była tą parafianką od intymnej spowiedzi - jak to
możliwe, że jesteśmy rodziną?! Taka ładna pogoda, słońce świeci, inni wujowie
bawią się ze swoimi siostrzeńcami na podwórku, grają w kapsle, w berka, albo w
klasy, a ty co? Śpisz w najlepsze i to w kościele! W Domu Bożym! Jak ci nie
wstyd?!
Wybiegła z
kościoła, a Wikary obciągnął sutannę i dopiął kilka środkowych guziczków.
Chrząknął zmieszany, bo niewiele można było dodać w tej sytuacji i udał się do
zakrystii, żeby przygotować się do nabożeństwa majowego.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz