piątek, 22 maja 2015

Odcinek 6: Jak Wuj Niechluj do kościoła poszedł

Wujowi Niechlujowi skończyły się pieniądze. I co robić? Za co wódkę kupić? - drapał się po głowie Wuj Niechluj siedząc w swoim ulubionym, lepiącym się od różnych substancji, fotelu.  Przecież nie pójdzie do pracy.
Z braku lepszego pomysłu poszedł przed siebie. Po drodze minął Kataryniarza, ale w tym momencie to nie zmieniło jego sytuacji. Może odrobinę poprawiło nastrój z powodu pięknej melodii katarynki, bo przystanął, rozmarzył się i chciał sięgnąć po papierosa, ale wtedy sobie przypomniał, że ostatniego wypalił rano w kiblu. Muzyka łagodzi obyczaje, ale na krótko. Później człowieka i tak dopadają problemy dnia codziennego. Machnął więc ręką i poszedł dalej smutny.  Brakowało mu dymu w płucach i alkoholu we krwi.
         Po drodze mijał plac zabaw, a na nim uroczo bawiły się jego siostrzeńcy: Czarna Anula, Matjasek i Dżesika. Dżesika i Anula zbudowały piękny zamek z piasku, bardzo się starały- były okna z patyczków i rzeźbione wrota. Wykopały rów dookoła, a Matjasek nasiusiał do niego, żeby była fosa.

Dzieci były bardzo dumne z efektów wspólnej pracy, niestety, ich radość nie trwała długo. W pewnym momencie Matjasek zaplątał się w swoje sznurowadła i legł jak długi, prosto w fosę, burząc przy tym cały zamek.
         Ty świnio! - zdenerwowała się Dżesika.
    Teraz jesteś brudny i śmierdzący, za karę. Dobrze ci tak! - Anula wymierzyła bratu sprawiedliwość pięścią w nos.
Matjaskowi popłynęła krew z nosa. Wyglądał, jakby miał się zaraz się rozpłakać.
         Cześć dzieciaki! - przywitał się Wuj zza płotu.
         Hura! Wuj Niechluj, Wuj Niechluj! Co masz dla nas ? - ucieszyły się dzieci.
         Nic - odpowiedział Wuj zgodnie z prawdą.
         To może chociaż buziaka? - zaproponowała wylewnie Dżesika i w dwóch susach doskoczyła do Wuja, przytuliła się do niego i cmoknęła go głośno w policzek. Widać było, że jej młodsze rodzeństwo uznało to za świetny pomysł i postanowili zrobić to samo.
Żeby uniknąć całuśnej katastrofy Wuj Niechluj zaproponował spacer, bo nic innego do zaoferowania nie miał. Dzieci bardzo się ucieszyły, bo to był ich ulubiony i jedyny Wuj. Nawet chciał zapytać „a co robi wasza matka?”, ale szybko doszedł do wniosku, że woli nie wiedzieć.
         Minęli dyskont, kilka blaszaków i budę z hot dogami, aż dotarli pod kościół. Kościół był w fazie remontu - na placu walały się materiały budowlane. I wtedy w głowie Wuja zaświtała pewna myśl, a nawet stało się coś jeszcze - Wuj połączył fakty. Przypomniało mu się, że Bronek ma małą działkę na obrzeżach miasta, a na niej rozpadającą się szopę. Wuj postanowił załatwić mu trochę cegieł i tanio sprzedać, a wtedy wszyscy będą zadowoleni- Bronek wyremontuje szopę, Wuj zarobi na flaszkę, a proboszcz nawet nie zauważy straty.
         Pomysł wydał mu się doskonały w swojej prostocie, dlatego od razu przeszedł do jego realizacji. Dzieciom kazał lecieć do dyskontu po siatki foliowe, a sam zdjął swój podkoszulek, żeby mieć w co pakować cegły.
         Kiedy mieli już dość sporo nazbierane, nieoczekiwanie na horyzoncie pojawił się proboszcz.

        Hultaje, złodzieje! - proboszcz podkasał sutannę i puścił się za nimi biegiem.
Wuj Niechluj wiele się nie namyślając wyrzucił co miał w ręku, kazał dzieciom biec ile sił w nogach do domu, a sam wbiegł do kościoła i ukrył się za ołtarzem.
         Długo leżał wstrzymując oddech, dookoła była cisza i nikt go nie gonił, ale i tak wolał poczekać. Nigdy nie wiadomo, gdzie czai się proboszcz. Bardzo mu się chciało pić, zastanawiał się jak się przeczołgać do wejścia, gdzie powinna być woda święcona, być może udałoby mu się chociaż zwilżyć usta.
         Tak leżąc zasnął. A śpiąc zaczął wydawać z siebie szereg wujowych dźwięków - najpierw posapywał cichutko, potem pogwizdywał, a kiedy zapadł w sen właściwy, głośne chrapanie rozległo się w całym kościele. Tak głośne, że wikary w konfesjonale był zmuszony przerwać bardzo osobistą spowiedź z pewną parafianką, żeby sprawdzić co to za zwierz za ołtarzem wydaje takie dźwięki.

         Oboje - wikary i parafianka podeszli ostrożnie za ołtarz. Wuj spał smacznie, śniło mu się właśnie, że otwiera butelkę piwa, więc uśmiechał się przez sen.
         Co ty tu robisz Wuju Niechluju?! - oburzyła się Mama Kwiatkowska, bo to ona była tą parafianką od intymnej spowiedzi - jak to możliwe, że jesteśmy rodziną?! Taka ładna pogoda, słońce świeci, inni wujowie bawią się ze swoimi siostrzeńcami na podwórku, grają w kapsle, w berka, albo w klasy, a ty co? Śpisz w najlepsze i to w kościele! W Domu Bożym! Jak ci nie wstyd?!
Wybiegła z kościoła, a Wikary obciągnął sutannę i dopiął kilka środkowych guziczków. Chrząknął zmieszany, bo niewiele można było dodać w tej sytuacji i udał się do zakrystii, żeby przygotować się do nabożeństwa majowego.
        


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz