czwartek, 3 września 2015

Odcinek 12: Jak Wuja Niechluja morze na brzeg wyrzuciło

Mama Kwiatkowska po załatwieniu wszystkich formalności z Przedsiębiorcą Pogrzebowym (mimowolnie uśmiechnęła się na samo wspomnienie), ubrała się na czarno jak tradycja nakazywała i wraz z dziećmi szykowała się na pożegnanie Wuja Niechluja.

 Dzieci chlipały, ciamkały, smarkały i siorbały, były tak bardzo smutne, że nawet nie kopały się pod stołem i nie wycierały o siebie wzajemnie smarków dla kawału. Nawet cukierki ciągutki, które przyniósł Sąsiad spod Szóstki, Rozwodnik, nie były w stanie ich pocieszyć. Mama Kwiatkowska była również smutna - płakać jej się chciało z trzech powodów. Po pierwsze było jej przykro, że tak skończył jej starszy brat. Po drugie - do rozpaczy doprowadzała ją myśl, że to ona mogła być ja jego miejscu - a kto zaopiekowałby się wtedy jej dziećmi? No i a propos dzieci - kolejne zmartwienie - do kogo w razie wyższej konieczności będzie zaprowadzała czarną Anulę, Matjaska i Rudą Dżesikę? Mimo woli i mimo smutku czuła żal do Wuja Niechluja, że tak ją z tym wszystkim samą zostawił. Ponadto musiała zająć się formalnościami, na szczęście los jej sprzyjał. Udało jej się błyskawicznie i za całkiem sporą sumkę wynająć mieszkanie Wuja Niechluja niemieckiej Specjalistce do Spraw Kosmetologii Gretchen i jej córce Züzie. Sama była zaskoczona, bo specjalnie podała kwotę zdecydowanie wygórowaną, żeby móc z czego schodzić, ale niemiecka sieć kosmetyczna, która wysyłała swoją pracownicę na wschód, zaakceptowała kwotę bez szemrania. Gretchen zależało na czasie, więc podpisała umowę najmu na trzy miesiące i zapłaciła z góry. Mama Kwiatkowska nie zdążyła nawet posprzątać, ale szczerze mówiąc było jej to na rękę, bo nie miała najmniejszej ochoty odgruzowywać i odgrzybiać paskudnie zapuszczonej meliny Wuja.
         Mama Kwiatkowska otworzyła drzwi wejściowe, żeby wraz z dziećmi opuścić mieszkanie i udać się na cmentarz, żeby potowarzyszyć Wujowi w ostatniej drodze. Jakże wielkie jej było zdumienie, kiedy za drzwiami ujrzała policjanta. Jego ręka zawisła w powietrzu jakby salutował.
-         Miałem właśnie nacisnąć dzwonek- wyjaśnił zawiśniętą rękę - Dzień dobry.
-         Dzień dobry- odpowiedziała zaskoczona Mama Kwiatkowska bacznie mu się przyglądając, bo kogoś jej przypominał…

-         Nazywam się Komendant Tomisław Majchrzak.
-         To niemożliwe! - zdziwiła się Mama Kwiatkowska - To ja jestem Komendant Tomisław Majchrzak!
-         Jak to? - zdziwił się Komendant Tomisław Majchrzak.
-         No tak! Ja pana wymyśliłam, narysowałam i wycięłam z kartonu, żeby nakłonić Wuja Niechluja do popłynięcia statkiem! - zdenerwowała się - ale to, że utonął to przecież nie moja wina!
-         Tak… nie… - Komendant Tomisław Majchrzak próbował cokolwiek z tego zrozumieć, ale szybko porzucił ten pomysł, ponieważ jego głowa nie mieściła kilku myśli na raz - Przyszedłem zameldować, że ciało Wuja Niechluja wciąż czeka na identyfikację.
-         Jak to czeka? Przecież widziałam zdjęcie w gazecie, we wszystkich wiadomościach o tym trąbili i pokazywali zbliżenia - to on, Wuj Niechluj. Co pan myśli, że ja bym własnego brata nie rozpoznała?
-         Procedury droga pani, musimy się trzymać procedur. Ciało należy zidentyfikować osobiście - mówiąc to bacznie przyglądał się krągłościom Mamy Kwiatkowskiej, najwidoczniej miał chrapkę na jej ciało, jak zresztą prawie każdy mężczyzna w mieście.
-         Mam jechać do kostnicy?
-         Nie, na plażę.
-         Ale kiedy ja się poważnie pytam!
-         A ja poważnie mówię. Ciało Wuja Niechluja zostało znalezione na plaży przy Bałtyku i nie możemy go stamtąd ruszyć, dopóki nie zostanie zidentyfikowany przez rodzinę. Procedura.
-         Hurra! Zobaczymy przynajmniej jeszcze raz Wuja Niechluja! - ucieszyły się dzieci.
Cóż było robić? Mama Kwiatkowska zadzwoniła do Przedsiębiorcy Pogrzebowego, żeby się upewnić, że ciała nie ma tam, gdzie myślała, że jest.
-         Przecież wszystko było ustalone, zapłacone… jakkolwiek, to też forma zapłaty i powiedziałeś, że niczym nie muszę się martwić… na pewno rozmawialiśmy o ciele…. aaaaa, chodziło o moje ciało… no trudno.
Pojechali. Komendant był tak miły, że podrzucił ich swoim radiowozem. Jechali prawie cały czas na sygnale, co siedzącym z tyłu dzieciom sprawiało wielką frajdę i nie zwracali uwagi na szeroką dłoń policjanta błądzącą po Maminym udzie.
         Na plaży leżało ciało Wuja Niechluja z szeroko otwartymi ustami.

Mama Kwiatkowska chciała podejść ostrożnie, ale dzieci nie umiały powstrzymać emocji. Rzuciły się biegiem, żeby wyściskać Wuja i przytulić się do niego - tak bardzo go kochały. Najbardziej spragniony czułości Matjasek skoczył na ogromny wujowy brzuch.
         W tym momencie z ust Wuja wystrzeliła mała rybka, które utknęła mu w tchawicy blokując swobodne oddychanie, przez co Wuj wyglądał jak nieżywy, a był tylko chwilowo sparaliżowany.
         Wuj zaniósł się kaszlem, wypluł resztki tytoniu, jeden żółty ząb i kawałek skorupiaka. Otrzepał się i wstał.
         Dzieci wpadły w dziką radość, ściskały go i przytulały się do niego mocno, były bardzo szczęśliwe widząc go w dobrej kondycji.
-         Tobie kompletnie odbiło Wuju Niechluju! Jak mogłeś mi to zrobić - zdenerwowała się Mama Kwiatkowska - leżysz tu sobie jak gdyby nigdy nic, a ja wszystko załatwiam! Szyję ubrania żałobne, sobie musiałam sprawić nową kieckę, a masz pojęcie jak droga jest gremplina?! Organizuję pogrzeb i wszelkie formalności, wynajęłam twoje mieszkanie Gretchen i Züzie, a ty sobie żyjesz jak gdyby nigdy nic? Bez żadnego słowa “przepraszam”?!
Przez chwilę się uspakajała, ale przypomniała sobie coś, co jeszcze bardziej wytrąciło ją z równowagi.
-         I ciekawe jak teraz wrócimy do domu?! Nie zmieścimy się wszyscy do radiowozu Komendanta Tomisława Majchrzaka! Trudno. Po tych wszystkich stresach należy mi się odrobina przyjemności. Dlatego ja pojadę z nim, a ty Wuju Niechluju, skoro tak lubisz podróżować, wrócisz z dziećmi pociągiem.
To powiedziawszy wzięła Komendanta pod rękę, zdjęła buty i poszli na romantyczny spacer wzdłuż plaży nie oglądając się na dzieci i na Wuja Niechluja. A nad nimi skrzeczały mewy.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz