Mama Kwiatkowska po załatwieniu
wszystkich formalności z Przedsiębiorcą Pogrzebowym (mimowolnie uśmiechnęła się
na samo wspomnienie), ubrała się na czarno jak tradycja nakazywała i wraz z
dziećmi szykowała się na pożegnanie Wuja Niechluja.
Dzieci chlipały, ciamkały,
smarkały i siorbały, były tak bardzo smutne, że nawet nie kopały się pod stołem
i nie wycierały o siebie wzajemnie smarków dla kawału. Nawet cukierki ciągutki,
które przyniósł Sąsiad spod Szóstki, Rozwodnik, nie były w stanie ich
pocieszyć. Mama Kwiatkowska była również smutna - płakać jej się chciało z
trzech powodów. Po pierwsze było jej przykro, że tak skończył jej starszy brat.
Po drugie - do rozpaczy doprowadzała ją myśl, że to ona mogła być ja jego
miejscu - a kto zaopiekowałby się wtedy jej dziećmi? No i a propos dzieci -
kolejne zmartwienie - do kogo w razie wyższej konieczności będzie zaprowadzała
czarną Anulę, Matjaska i Rudą Dżesikę? Mimo woli i mimo smutku czuła żal do
Wuja Niechluja, że tak ją z tym wszystkim samą zostawił. Ponadto musiała zająć
się formalnościami, na szczęście los jej sprzyjał. Udało jej się błyskawicznie
i za całkiem sporą sumkę wynająć mieszkanie Wuja Niechluja niemieckiej
Specjalistce do Spraw Kosmetologii Gretchen i jej córce Züzie. Sama była
zaskoczona, bo specjalnie podała kwotę zdecydowanie wygórowaną, żeby móc z
czego schodzić, ale niemiecka sieć kosmetyczna, która wysyłała swoją pracownicę
na wschód, zaakceptowała kwotę bez szemrania. Gretchen zależało na czasie, więc
podpisała umowę najmu na trzy miesiące i zapłaciła z góry. Mama Kwiatkowska nie
zdążyła nawet posprzątać, ale szczerze mówiąc było jej to na rękę, bo nie miała
najmniejszej ochoty odgruzowywać i odgrzybiać paskudnie zapuszczonej meliny
Wuja.
Mama
Kwiatkowska otworzyła drzwi wejściowe, żeby wraz z dziećmi opuścić mieszkanie i
udać się na cmentarz, żeby potowarzyszyć Wujowi w ostatniej drodze. Jakże
wielkie jej było zdumienie, kiedy za drzwiami ujrzała policjanta. Jego ręka
zawisła w powietrzu jakby salutował.
-
Miałem
właśnie nacisnąć dzwonek- wyjaśnił zawiśniętą rękę - Dzień dobry.
-
Dzień
dobry- odpowiedziała zaskoczona Mama Kwiatkowska bacznie mu się przyglądając,
bo kogoś jej przypominał…
-
Nazywam
się Komendant Tomisław Majchrzak.
-
To
niemożliwe! - zdziwiła się Mama Kwiatkowska - To ja jestem Komendant Tomisław
Majchrzak!
-
Jak
to? - zdziwił się Komendant Tomisław Majchrzak.
-
No
tak! Ja pana wymyśliłam, narysowałam i wycięłam z kartonu, żeby nakłonić Wuja
Niechluja do popłynięcia statkiem! - zdenerwowała się - ale to, że utonął to
przecież nie moja wina!
-
Tak…
nie… - Komendant Tomisław Majchrzak próbował cokolwiek z tego zrozumieć, ale
szybko porzucił ten pomysł, ponieważ jego głowa nie mieściła kilku myśli na
raz - Przyszedłem zameldować, że ciało Wuja Niechluja wciąż czeka na
identyfikację.
-
Jak
to czeka? Przecież widziałam zdjęcie w gazecie, we wszystkich wiadomościach o
tym trąbili i pokazywali zbliżenia - to on, Wuj Niechluj. Co pan myśli, że ja
bym własnego brata nie rozpoznała?
-
Procedury
droga pani, musimy się trzymać procedur. Ciało należy zidentyfikować osobiście -
mówiąc to bacznie przyglądał się krągłościom Mamy Kwiatkowskiej, najwidoczniej
miał chrapkę na jej ciało, jak zresztą prawie każdy mężczyzna w mieście.
-
Mam
jechać do kostnicy?
-
Nie,
na plażę.
-
Ale
kiedy ja się poważnie pytam!
-
A
ja poważnie mówię. Ciało Wuja Niechluja zostało znalezione na plaży przy
Bałtyku i nie możemy go stamtąd ruszyć, dopóki nie zostanie zidentyfikowany
przez rodzinę. Procedura.
-
Hurra!
Zobaczymy przynajmniej jeszcze raz Wuja Niechluja! - ucieszyły się dzieci.
Cóż było robić? Mama Kwiatkowska
zadzwoniła do Przedsiębiorcy Pogrzebowego, żeby się upewnić, że ciała nie ma
tam, gdzie myślała, że jest.
-
Przecież
wszystko było ustalone, zapłacone… jakkolwiek, to też forma zapłaty i
powiedziałeś, że niczym nie muszę się martwić… na pewno rozmawialiśmy o ciele….
aaaaa, chodziło o moje ciało… no trudno.
Pojechali. Komendant był tak miły,
że podrzucił ich swoim radiowozem. Jechali prawie cały czas na sygnale, co
siedzącym z tyłu dzieciom sprawiało wielką frajdę i nie zwracali uwagi na
szeroką dłoń policjanta błądzącą po Maminym udzie.
Na
plaży leżało ciało Wuja Niechluja z szeroko otwartymi ustami.
Mama Kwiatkowska chciała podejść
ostrożnie, ale dzieci nie umiały powstrzymać emocji. Rzuciły się biegiem, żeby
wyściskać Wuja i przytulić się do niego - tak bardzo go kochały. Najbardziej
spragniony czułości Matjasek skoczył na ogromny wujowy brzuch.
W
tym momencie z ust Wuja wystrzeliła mała rybka, które utknęła mu w tchawicy
blokując swobodne oddychanie, przez co Wuj wyglądał jak nieżywy, a był tylko chwilowo
sparaliżowany.
Wuj
zaniósł się kaszlem, wypluł resztki tytoniu, jeden żółty ząb i kawałek
skorupiaka. Otrzepał się i wstał.
Dzieci
wpadły w dziką radość, ściskały go i przytulały się do niego mocno, były bardzo
szczęśliwe widząc go w dobrej kondycji.
-
Tobie
kompletnie odbiło Wuju Niechluju! Jak mogłeś mi to zrobić - zdenerwowała się
Mama Kwiatkowska - leżysz tu sobie jak gdyby nigdy nic, a ja wszystko załatwiam!
Szyję ubrania żałobne, sobie musiałam sprawić nową kieckę, a masz pojęcie jak
droga jest gremplina?! Organizuję pogrzeb i wszelkie formalności, wynajęłam
twoje mieszkanie Gretchen i Züzie, a ty sobie żyjesz jak gdyby nigdy nic? Bez
żadnego słowa “przepraszam”?!
Przez chwilę się uspakajała, ale
przypomniała sobie coś, co jeszcze bardziej wytrąciło ją z równowagi.
-
I
ciekawe jak teraz wrócimy do domu?! Nie zmieścimy się wszyscy do radiowozu
Komendanta Tomisława Majchrzaka! Trudno. Po tych wszystkich stresach należy mi
się odrobina przyjemności. Dlatego ja pojadę z nim, a ty Wuju Niechluju, skoro
tak lubisz podróżować, wrócisz z dziećmi pociągiem.
To powiedziawszy wzięła Komendanta
pod rękę, zdjęła buty i poszli na romantyczny spacer wzdłuż plaży nie oglądając się na dzieci i na Wuja Niechluja. A nad nimi skrzeczały mewy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz