Był
piękny, słoneczny dzień i Wuj Niechluj siedział na murku przed sklepem,
popijając chłodne piwko ze swoimi kolegami: Kataryniarzem i Bronkiem.
Zamierzali poczekać jeszcze na czwartego kolegę, Tradycyjnego Tokarza, ale nie
przychodził, a szkoda, żeby piwo było ciepłe. Wuj właśnie delektował się
smakiem swojego ulubionego napoju, kiedy pijący zobaczyli zmierzającą ku nim
wycieczkę szkolną.
–
Wuj Niechluj! – rozległy się wesołe okrzyki.
Wuj
zerknął leniwie na przechodzące obok dzieci. Ruda Dżesika, czarna Anula i
Matjasek podskakiwali na jego widok, machając radośnie rękami.
–
Wuju Niechluju, idziemy na wycieczkę, będziemy zwiedzać katedrę! – zawołała
Anula, przytulając się do wielkiego, tłustego brzuszyska Wuja. Inne dzieci
patrzyły na to z nieukrywaną ciekawością.
– Co
tam jest do zwiedzania – mruknął Bronek.
W
tej chwili podeszła do nich młoda kobieta w okularach.
–
Widzę, że jest pan krewnym naszej Anuli? – zapytała katechetka Żanetka.
– I
nasym tes! – zawołał Matjasek, który aż posmarkał się z wrażenia.
–
Bardzo mi miło – powiedziała katechetka. – W ramach lekcji religii zabieram
właśnie dzieci na wycieczkę do katedry, aby mogły ją pozwiedzać; będzie to czas
godnie spędzony na modlitwie i zadumie.
Podskoczyła
gwałtownie, bo Brojek, pies Bronka obsikiwał właśnie jej but.
–
Chodź z nami Wuju! – zawołała Dżesika, ciągnąc go za rękę.
–
Tak! Tak! – krzyczały inne dzieci. Wiele słyszały o Wuju Niechluju.
–
Właściwie, dlaczego nie – powiedziała katechetka Żanetka z namysłem. – Jako
Polak i katolik na pewno jest pan głęboko wierzącym człowiekiem, a ja będę
mogła w spokoju wrócić do domu i wyczyścić buty. Powierzam panu
odpowiedzialność nad tą grupą!
Kiwnęła
Wujowi głową na do widzenia i już jej nie było. Wuj Niechluj spojrzał
zrezygnowany na dzieci: wszystkie wpatrywały się w niego z entuzjazmem.
Wzruszył ramionami.
– To
idziemy – mruknął pod wąsem i ruszył przed siebie. Dzieci zakrzyknęły radośnie
i podreptały za nim. Kataryniarz i Bronek zostali na murku, obserwując
oddalającą się grupę i popijając piwko.
Dwadzieścia
minut później Wuj i dzieci dotarli na Ostrów Tumski. Z daleka widać już było
katedrę.
–
Sce mi się pić! – marudził Matjasek.
–
Nie narzekaj debilu – upomniała brata Dżesika – co Wuj ma poradzić na to, że
jest gorąco?
–
Można kupić coś do picia! – zawołała rezolutna Anula, wskazując na niewielki
stragan rozstawiony przed katedrą.
Podeszli
do straganu. Spocony sprzedawca zachwalał swoje napoje.
–
Kupujcie świeży sok! Najlepszy sok na ochłodę w upalny dzień! – wołał, patrząc
na dzieci. Nagle zauważył Wuja Niechluja.
– A,
Wuju Niechluju – powiedział ściszając głos. – To co zawsze?
Wuj
skinął głową. Sprzedawca pochylił się i wyciągnął zza straganu sześciopak
ulubionego piwa Wuja. Już po chwili sześć puszek rozeszło się między dziećmi.
Dżesika cieszyła się, bo oprócz niej, Anuli i Matjaska inne dzieci nie piły
jeszcze nigdy piwa. Była dumna, że Wuj Niechluj pokazuje im nowe rzeczy.
Kiedy
wszyscy ugasili już pragnienie, Wuj zabrał wycieczkę na zwiedzanie katedry. W
środku było chłodno i śmiesznie, bo jak wykrzyknęło się przekleństwo, to głos
odbijał się echem od ścian. Dzieci rozbiegły się, krzycząc i popychając się, a
Wuj wyciągnął z kieszeni paczkę papierosów i poczęstował swoich siostrzeńców.
Nagle,
zwabiony hałasem, podbiegł do nich młody wikary.
– Co
tu się dzieje? – zapytał Wikariusz Mariusz. – Czy nie wie pan, że jesteśmy w
domu bożym?
–
Jesteśmy na wycieczce! – zawołała Anula.
–
Wycieczka szkolna? – zapytał Mariusz, mierząc Wuja Niechluja podejrzliwym
wzrokiem. – Czy jest pan katechetą?
–
Nie – odparł Wuj zgodnie z prawdą.
– To
nas Wuj Niechluj! – krzyknął uradowany Matjasek.
–
Nie tak głośno – upomniał go Wikariusz Mariusz. – Wujek? A więc to wszystko
pana rodzina? No cóż, pogratulować, nasz pan powiedział przecież: idźcie i
rozmnażajcie się! A propos – obejrzał się nerwowo przez ramię – jestem bardzo
zajęty… proszę kontynuować wycieczkę, tylko odrobinę ciszej, dobrze?
Po
czym pospieszył w stronę uchylonych drzwi po lewej i zniknął im z oczu.
– Co
nam pan pokaże? – zawołała Nikola, dziewczynka z klasy Anuli. – Piwo nam się
skończyło.
– I
papierosy też – dodał Brajan.
–
Papierosów nam nie dał – mruknął Kewin.
– A
chcesz w ryj? – zapytała Dżesika groźnie. – Papierosy są Wuja, więc może dawać
komu chce!
–
Tak?! – zawołała Nikola. – Jak nie dasz nam ćmika to powiem pani, że Wuj
Niechluj poczęstował nas piwem i będzie wezwany do szkoły!
–
Zaganiara! – krzyknęła Anula.
–
Zamknij się! – ryknęła Nikola.
W
następnej chwili obie runęły na podłogę, kopiąc się i gryząc. Dżesika dała
Wujowi papierosa do potrzymania i zaczęła okładać Nikolę pięściami. Obok nich
Brajan i Kewin ciągnęli się za włosy a zasmarkany Matjasek kopał ich po
kostkach.
Cały
ten hałas zwabił rozgniewanego duchownego, który podbiegł do nich, ślizgając
się na rozlanych resztkach piwa.
– Co
mają znaczyć te bezeceństwa?! – krzyknął rozgniewany Mnich Zbych. – Jak można
zachowywać się w taki sposób w kościele! Powinniście się wstydzić! A pan –
zwrócił się do Wuja Niechluja – a pan co?
–
Co? – odparł Wuj.
– A
pan co? – powtórzył Mnich Zbych.
–
Gówno – odparł Wuj, a dzieci zaczęły się śmiać.
Mnich
Zbyt aż sapnął z oburzenia. Czerwony na twarzy podbiegł do drzwi po lewej i
otworzył je gwałtownie, a następnie stanął wryty, bo na podłogę runęli
Wikariusz Mariusz i Mama Kwiatkowska. Musieli widać opierać się o drzwi z
drugiej strony.
–
Ach, my właśnie chcieliśmy… sprawdzić, jak przebiega wycieczka – wyjąkał
Wikariusz zakłopotany, pomagając wstać Mamie, a drugą ręką usiłując zapiąć
guziki sutanny.
Mnich
Zbych wyglądał, jakby miał dostać zawału.
–
Czy ktoś mi wyjaśni, co się tutaj dzieje?!
–
Wuj Niechluj zabrał nas na wycieczkę – wyjaśniła Dżesika spokojnie.
–
Kiedy wracamy? – zapytał Brajan trzymając się za brzuch. – Niedobrze mi od tego
piwa.
Inne
dzieci przytaknęły, też trzymając się za brzuchy. Widać napiły się na czczo.
–
Czy to… czy to jest alkohol? – zawołał Mnich Zbych wskazując na puste puszki
walające się po podłodze. – To nie do wiary! Nie do pomyślenia! W biały dzień,
w domu bożym… nie, ja tego tak nie zostawię! Muszę zawiadomić o tym prymasa
Judasa!
I
popędził w stronę wyjścia, a za nim, ślizgając się na rozlanym piwie pognał
Wikariusz Mariusz.
– No
pięknie, Wuju Niechluju! – warknęła Mama Kwiatkowska. – Mogłam się tego po
tobie spodziewać! Co za nieodpowiedzialny człowiek powierzył ci opiekę nad
wycieczką szkolną? Czy na to płacę podatki, aby moje dzieci były degenerowane w
godzinach lekcyjnych? Jak ci nie wstyd Wuju, upijać siebie i dzieci i to gdzie!
W domu bożym! Jaki przykład dajesz swoim siostrzeńcom, jako Polak i katolik!
Wstyd mi za ciebie, Wuju Niechluju, jak wrócisz do domu to poważnie
porozmawiamy!
Po
czym pomachała dzieciom na do widzenia i pomknęła w stronę drzwi, mając
nadzieję, że zdoła jeszcze dogonić Wikariusza Mariusza.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz