czwartek, 27 kwietnia 2017

Odcinek 35: Jak Wuj Niechluj za przewodnika robił

Był piękny, słoneczny dzień i Wuj Niechluj siedział na murku przed sklepem, popijając chłodne piwko ze swoimi kolegami: Kataryniarzem i Bronkiem. Zamierzali poczekać jeszcze na czwartego kolegę, Tradycyjnego Tokarza, ale nie przychodził, a szkoda, żeby piwo było ciepłe. Wuj właśnie delektował się smakiem swojego ulubionego napoju, kiedy pijący zobaczyli zmierzającą ku nim wycieczkę szkolną.
– Wuj Niechluj! – rozległy się wesołe okrzyki.
Wuj zerknął leniwie na przechodzące obok dzieci. Ruda Dżesika, czarna Anula i Matjasek podskakiwali na jego widok, machając radośnie rękami.
– Wuju Niechluju, idziemy na wycieczkę, będziemy zwiedzać katedrę! – zawołała Anula, przytulając się do wielkiego, tłustego brzuszyska Wuja. Inne dzieci patrzyły na to z nieukrywaną ciekawością.
– Co tam jest do zwiedzania – mruknął Bronek.
W tej chwili podeszła do nich młoda kobieta w okularach.
– Widzę, że jest pan krewnym naszej Anuli? – zapytała katechetka Żanetka.

– I nasym tes! – zawołał Matjasek, który aż posmarkał się z wrażenia.
– Bardzo mi miło – powiedziała katechetka. – W ramach lekcji religii zabieram właśnie dzieci na wycieczkę do katedry, aby mogły ją pozwiedzać; będzie to czas godnie spędzony na modlitwie i zadumie.
Podskoczyła gwałtownie, bo Brojek, pies Bronka obsikiwał właśnie jej but.
– Chodź z nami Wuju! – zawołała Dżesika, ciągnąc go za rękę.
– Tak! Tak! – krzyczały inne dzieci. Wiele słyszały o Wuju Niechluju.
– Właściwie, dlaczego nie – powiedziała katechetka Żanetka z namysłem. – Jako Polak i katolik na pewno jest pan głęboko wierzącym człowiekiem, a ja będę mogła w spokoju wrócić do domu i wyczyścić buty. Powierzam panu odpowiedzialność nad tą grupą!
Kiwnęła Wujowi głową na do widzenia i już jej nie było. Wuj Niechluj spojrzał zrezygnowany na dzieci: wszystkie wpatrywały się w niego z entuzjazmem. Wzruszył ramionami.
– To idziemy – mruknął pod wąsem i ruszył przed siebie. Dzieci zakrzyknęły radośnie i podreptały za nim. Kataryniarz i Bronek zostali na murku, obserwując oddalającą się grupę i popijając piwko.
Dwadzieścia minut później Wuj i dzieci dotarli na Ostrów Tumski. Z daleka widać już było katedrę.
– Sce mi się pić! – marudził Matjasek.
– Nie narzekaj debilu – upomniała brata Dżesika – co Wuj ma poradzić na to, że jest gorąco?
– Można kupić coś do picia! – zawołała rezolutna Anula, wskazując na niewielki stragan rozstawiony przed katedrą.
Podeszli do straganu. Spocony sprzedawca zachwalał swoje napoje.

– Kupujcie świeży sok! Najlepszy sok na ochłodę w upalny dzień! – wołał, patrząc na dzieci. Nagle zauważył Wuja Niechluja.
– A, Wuju Niechluju – powiedział ściszając głos. – To co zawsze?
Wuj skinął głową. Sprzedawca pochylił się i wyciągnął zza straganu sześciopak ulubionego piwa Wuja. Już po chwili sześć puszek rozeszło się między dziećmi. Dżesika cieszyła się, bo oprócz niej, Anuli i Matjaska inne dzieci nie piły jeszcze nigdy piwa. Była dumna, że Wuj Niechluj pokazuje im nowe rzeczy.
Kiedy wszyscy ugasili już pragnienie, Wuj zabrał wycieczkę na zwiedzanie katedry. W środku było chłodno i śmiesznie, bo jak wykrzyknęło się przekleństwo, to głos odbijał się echem od ścian. Dzieci rozbiegły się, krzycząc i popychając się, a Wuj wyciągnął z kieszeni paczkę papierosów i poczęstował swoich siostrzeńców.
Nagle, zwabiony hałasem, podbiegł do nich młody wikary.
– Co tu się dzieje? – zapytał Wikariusz Mariusz. – Czy nie wie pan, że jesteśmy w domu bożym?
– Jesteśmy na wycieczce! – zawołała Anula.
– Wycieczka szkolna? – zapytał Mariusz, mierząc Wuja Niechluja podejrzliwym wzrokiem. – Czy jest pan katechetą?
– Nie – odparł Wuj zgodnie z prawdą.
– To nas Wuj Niechluj! – krzyknął uradowany Matjasek.
– Nie tak głośno – upomniał go Wikariusz Mariusz. – Wujek? A więc to wszystko pana rodzina? No cóż, pogratulować, nasz pan powiedział przecież: idźcie i rozmnażajcie się! A propos – obejrzał się nerwowo przez ramię – jestem bardzo zajęty… proszę kontynuować wycieczkę, tylko odrobinę ciszej, dobrze?
Po czym pospieszył w stronę uchylonych drzwi po lewej i zniknął im z oczu.
– Co nam pan pokaże? – zawołała Nikola, dziewczynka z klasy Anuli. – Piwo nam się skończyło.
– I papierosy też – dodał Brajan.
– Papierosów nam nie dał – mruknął Kewin.
– A chcesz w ryj? – zapytała Dżesika groźnie. – Papierosy są Wuja, więc może dawać komu chce!
– Tak?! – zawołała Nikola. – Jak nie dasz nam ćmika to powiem pani, że Wuj Niechluj poczęstował nas piwem i będzie wezwany do szkoły!
– Zaganiara! – krzyknęła Anula.
– Zamknij się! – ryknęła Nikola.
W następnej chwili obie runęły na podłogę, kopiąc się i gryząc. Dżesika dała Wujowi papierosa do potrzymania i zaczęła okładać Nikolę pięściami. Obok nich Brajan i Kewin ciągnęli się za włosy a zasmarkany Matjasek kopał ich po kostkach.
Cały ten hałas zwabił rozgniewanego duchownego, który podbiegł do nich, ślizgając się na rozlanych resztkach piwa.

– Co mają znaczyć te bezeceństwa?! – krzyknął rozgniewany Mnich Zbych. – Jak można zachowywać się w taki sposób w kościele! Powinniście się wstydzić! A pan – zwrócił się do Wuja Niechluja – a pan co?
– Co? – odparł Wuj.
– A pan co? – powtórzył Mnich Zbych.
– Gówno – odparł Wuj, a dzieci zaczęły się śmiać.
Mnich Zbyt aż sapnął z oburzenia. Czerwony na twarzy podbiegł do drzwi po lewej i otworzył je gwałtownie, a następnie stanął wryty, bo na podłogę runęli Wikariusz Mariusz i Mama Kwiatkowska. Musieli widać opierać się o drzwi z drugiej strony.
– Ach, my właśnie chcieliśmy… sprawdzić, jak przebiega wycieczka – wyjąkał Wikariusz zakłopotany, pomagając wstać Mamie, a drugą ręką usiłując zapiąć guziki sutanny.
Mnich Zbych wyglądał, jakby miał dostać zawału.
– Czy ktoś mi wyjaśni, co się tutaj dzieje?!
– Wuj Niechluj zabrał nas na wycieczkę – wyjaśniła Dżesika spokojnie.
– Kiedy wracamy? – zapytał Brajan trzymając się za brzuch. – Niedobrze mi od tego piwa.
Inne dzieci przytaknęły, też trzymając się za brzuchy. Widać napiły się na czczo.
– Czy to… czy to jest alkohol? – zawołał Mnich Zbych wskazując na puste puszki walające się po podłodze. – To nie do wiary! Nie do pomyślenia! W biały dzień, w domu bożym… nie, ja tego tak nie zostawię! Muszę zawiadomić o tym prymasa Judasa!
I popędził w stronę wyjścia, a za nim, ślizgając się na rozlanym piwie pognał Wikariusz Mariusz.
– No pięknie, Wuju Niechluju! – warknęła Mama Kwiatkowska. – Mogłam się tego po tobie spodziewać! Co za nieodpowiedzialny człowiek powierzył ci opiekę nad wycieczką szkolną? Czy na to płacę podatki, aby moje dzieci były degenerowane w godzinach lekcyjnych? Jak ci nie wstyd Wuju, upijać siebie i dzieci i to gdzie! W domu bożym! Jaki przykład dajesz swoim siostrzeńcom, jako Polak i katolik! Wstyd mi za ciebie, Wuju Niechluju, jak wrócisz do domu to poważnie porozmawiamy!

Po czym pomachała dzieciom na do widzenia i pomknęła w stronę drzwi, mając nadzieję, że zdoła jeszcze dogonić Wikariusza Mariusza.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz